Nie byle jakiego urlopu - bo aż sześcioletniego. Luft bowiem wymyślił sobie, że jako szef biura prasowego Kancelarii Sejmu weźmie urlop, żeby mu nowa praca ze starą nie kolidowała. No i się zaczęło. Dostało się Luftowi nawet od kolegów z PO.
No bo proszę sobie wyobrazić, że pan Krzysztof kończy za 6 lat pracę w KRRiT, wraca więc z urlopu za biurko szefa biura prasowego. I nawet jeśli nowy marszałek zwolni go ze stanowiska, to Luft ląduje na bruku z solidną odprawą w kieszeni.
Niby wszystko zgodnie z literą prawa, ale niesmak pozostaje.
Po kilku godzinach Krzysztof Luft nagle zmienia zdanie i mówi, że na urlop się nie wybiera i że nawet go nie planował.
I teraz nie wiadomo, czy to człowiek, który nie pamięta, co jeszcze przed paroma godzinami mówił, czy to wyrachowany kombinator, a może słabeusz, który poddaje się krytyce i naciskom innych? Odpowiedź pozostawiam Państwu.