"Super Express": - Minął rok od tragedii smoleńskiej i rozległy się głosy, że czas już dokonać bilansu prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
Józef Oleksy: - Bilansu dokonuje historia. I owszem, żałobę trzeba kończyć, ale rok to zbyt krótki czas, by zrobić takie podsumowanie uczciwie. Przyznam, że razi mnie to, co nasila się dziś w związku z zakończeniem żałoby. Ten ton odbierający Lechowi Kaczyńskiemu prawo do jakiejkolwiek pozytywnej oceny jego kadencji. Ten bilans wpisuje się w walkę między PO i PiS. Nie podoba mi się też wypowiedź Lecha Wałęsy, który nie widzi choćby najmniejszego powodu do pozytywnej oceny jakiegoś aspektu prezydentury Kaczyńskiego. Byłemu prezydentowi, laureatowi pokojowego Nobla, nie godzi się traktować innych w tak obcesowy sposób.
- Gdyby miał pan jednak ocenić poszczególne aspekty prezydentury Lecha Kaczyńskiego, to co uznałby pan za gorszą stronę tych lat?
- Nie chcę silić się na przedwczesne analizy. Ale krótko - w polityce zagranicznej nie podobała mi się linia podszyta nieustannymi obawami o zagrożenie dla Polski. Jego pomysły, choć były krokiem w konkretnym kierunku, nie ograniczały tych zagrożeń. Nie odpowiadało mi też to, że bywał prezydentem zbyt mocno związanym z PiS, partią swojego brata. Choć nie we wszystkich aspektach.
- Co było pozytywną stroną?
- Zdecydowanie nie zgadzam się z potępianiem w czambuł polityki Kaczyńskiego wobec rządu Platformy i PSL. Nie zgadzam się z opinią o nadużywaniu weta. To jest instrument, który ma prawo zostać użyty, zwrócić uwagę na jakiś problem. W wielu sprawach Kaczyński miał też rację, ale nie umiał komunikować się ze społeczeństwem. Może był to bardziej problem jego brata bądź otoczenia w Kancelarii. Nie popadał też w doktrynerstwo. I sprzeciwiam się manierze, która u nieopanowanych wrogów braci Kaczyńskich każe automatycznie odbierać dobre imię byłemu prezydentowi. W wielu sprawach postępował roztropnie, bez zacietrzewienia. Umiał dostrzec to, co jest wspólne.
- W warunkach walki politycznej spór o prezydenturę Kaczyńskiego sprowadza się dziś do budowy bądź odmawiania mu prawa do pomnika.
- Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego Lech Kaczyński nie miałby mieć pomnika. To coś naturalnego. Prezydent demokratycznie wybrany przez obywateli, który zginął w podróży służ-bowej... Ci, którzy odsądzają go od czci i wiary, po prostu nie zmieniają tonu z czasu, kiedy żył. Szkoda, że kultura polityczna w Polsce nie oddziela stosunku do osoby, która może się bronić i spierać od takiej, w której nie może ona już nic powiedzieć na swoją obronę. Z Kaczyńskim można się było nie zgadzać. Niektórzy nawet dziś robią to szczególnie głośno. Czym innym jest jednak krytyka, a czym innym nienawistna chęć odebrania mu w ogóle miejsca w historii.
Józef Oleksy
Były premier i marszałek Sejmu, polityk SLD