- „Super Express”: - Marszałek Marek Kuchciński jest niewinny, ale podaje się do dymisji, bo według opinii publicznej jednak jest. Tak można streścić słowa Jarosława Kaczyńskiego. PiS uratował w ten sposób swój wynik wyborczy?
- Paweł Lisicki: - Słuchając kolejnych informacji o tym, gdzie i z kim latał marszałek Kuchciński był to zapewne niezbędny ruch. I choć jestem sceptyczny co do tej historii, to w sensie politycznym nie było wyjścia. Była to jedyna decyzja, która mogła zatamować ewentualne straty w kampanii.
- Jest pan sceptyczny, ale PiS nie ma innej, wyrazistej afery po której można by było tak jeździć…
- Afera wydaje mi się nadmuchana w tym sensie, że porównanie funkcjonowania polityków sprawujących różne funkcje za czasów poprzednich rządów pokazuje, że nie ma tu niczego nowego. Gdyby Marek Kuchciński od początku zachowywał się przy wyjaśnianiu tej afery roztropnie, to nie skończyłoby się to dymisją. Marszałek od początku nie doceniał tej afery. Nie przygotował się do niej tak jak trzeba. Dawano sprzeczne komunikaty, nie było jednej, spójnej wersji.
- Mam wrażenie, że marszałek Kuchciński nie docenia wielu rzeczy. Od początku jest pewnym obciążeniem dla PiS. Awantura z blokowaniem Sejmu wybuchła przez niego. Nawet jeżeli PiS jej nie przegrał to dzięki głupim zachowaniom opozycji…
- Ujmijmy to tak, że Marek Kuchciński nie wykazywał się zręcznością w kontaktach z mediami, a właściwie w ogóle tych kontaktów z mediami nie utrzymywał. Zastępował go w tej roli Marszałek Senatu Stanisław Karczewski. To on był głosem parlamentu, tłumaczył różne rzeczy. Polityka medialna opierająca się na tym, że jej nie ma, zaszkodzi każdemu politykowi i trudno, by w mediach miał on w mediach sprzymierzeńców.