Nauczyciele żądają 1000 zł podwyżki. Będa strajkować!

Nauczyciele, którzy od rządu domagają się tysiąca złotych podwyżki, do tej pory strajkowali na własną rękę. Wielu z nich w grudniu, gdy dowiedzieli się, że ich płace wzrosną zaledwie od 121 do 166 zł brutto poszło na zwolnienia lekarskie. Jednak nie wszystkim pedagogom taka forma protestu się podoba.

- Mamy przecież prawo do strajku, więc z tego prawa skorzystajmy zamiast uciekać na "lewe" zwolnienia – mówi nam Bartosz Kicki (49 l.), nauczyciel z Wrocławia, który po 24 lata pracy w szkole zarabia 2500 zł na rękę.

Podobnie uważają nauczycielskie związki. ZNP namawia do ogólnopolskiego strajku, a w piątek poparło go Forum Związków Zawodowych.

- Radykalizacja nastrojów jest ogromna. Codziennie otrzymuję dramatyczne maile, które pokazują, jak duży jest potencjał tego strajku. Trudno się dziwić, np. nauczycielce, która pisze, że ma 4-osobową rodzinę i po odliczeniu raty na kredyt, pensji starcza jej tylko na jeden tydzień – oburza się Sławomir Broniarz (61 l.), prezes ZNP.

W tym tygodniu zapadnie decyzja w sprawie terminu strajku. Jak dowiedział się „SE”, w nauczycielskich związkach przeważa pogląd, że strajk powinien się odbyć połowie kwietnia i w maju, kiedy w szkołach będą się odbywały ważne egzaminy. 10 kwietnia rozpocznie się egzamin gimnazjalny, pięć dni później egzamin ósmoklasisty, a 6 maja zaczną się matury.

 

- Jeśli egzaminatorzy odmówią sprawdzania uczniowskich prac, skutecznie sparaliżuje to szkoły w całym kraju – mówi jeden ze związkowców.