Do tej pory Platforma Obywatelska była zupełnie obojętna na krytykę. Nie przejmowała się co rusz wybuchającymi skandalami, a im dłużej rządziła, tym jej przedstawiciele byli bardziej aroganccy. Warszawski kryzys (zarówno śmieciowy, jak i referendalny) zdaje się być przełomem. Uprawiająca salonową politykę Hanna Gronkiewicz-Waltz nie tylko otworzyła się w końcu na dziennikarzy i mieszkańców, ale też zwolniła jednego z najbardziej nieudolnych urzędników - wiceprezydenta Kochaniaka (niestety, wciąż pozostaje mój ulubieniec - Janusz Galas, miejski inżynier ruchu).
Sytuacja w Warszawie jest o tyle zaskakująca, że przeciw Gronkiewicz-Waltz nie wystąpiła żadna z poważnych partii opozycyjnych, tylko lokalny działacz z Ursynowa. Ani PiS, ani SLD, z różnych zresztą względów, do akcji wykurzania Platformy ze stolicy się nie przyłączyły.
Liderzy PO, powoli zmieniając swój styl rządzenia, najwyraźniej zrozumieli, co dobitnie pokazuje sytuacja w Warszawie, że największym dla nich zagrożeniem nie jest opozycja, nie jest Kaczyński czy Miller, tylko działacze PO.