"Super Express": - Porozumienie prawicy to prawdziwe zjednoczenie czy tylko wspólna lista, która ma sprawić, że głosy oddane na Solidarną Polskę i Polskę Razem nie będą w wyborach zmarnowane?
Andrzej Morozowski: - Jarosław Kaczyński trzyma się starej taktyki. To jest powtórzenie tego, co było w 2005 roku. Wtedy się to bardzo Kaczyńskiemu opłaciło. Na prawicy nie ma nikogo poza nim, na kogo warto byłoby głosować. Teraz prezesowi PiS psuje trochę sprawy na prawicy Janusz Korwin-Mikke, ale w 2005 roku psuł je LPR. Jarosław Kaczyński i ta ekipa rządziła przez dwa lata. Wiele osób to pamięta, ale rośnie już dość duża grupa wyborców, która tego nie pamięta.
To trwałe zjednoczenie czy należy się spodziewać, że po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych więzy jedności się rozluźnią?
Jarosław Kaczyński bardzo mocno trzyma za ogony Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobrę, bo sprawdzian, jakim dla tych dwóch panów były wybory, pokazał, że nie są w stanie samodzielnie przekroczyć progu wyborczego. Oni sobie zdają sprawę, że bez Kaczyńskiego ich nie ma. To trochę było widać, że jest jeden wódz i dwa małe pieski stojące po bokach na dwóch łapkach, które chcą zwrócić na siebie uwagę. Panowie się dogadali, ale teraz to Jarosław Kaczyński będzie ich rozgrywał.
Dlaczego?
Bo wszyscy ci, którzy dostaną miejsca na listach, to już nie będą ludzie Gowina czy Ziobry, ale Kaczyńskiego. Nawet jak Gowin czy Ziobro powiedzą, że wychodzą z porozumienia, to ci ludzie mogą chcieć zostać. Być może prezes PiS będzie właśnie na to grał, żeby dobrze traktować tych na dole i zaskarbić sobie ich przyjaźń.