Mirosław Skowron KOMENTUJE: Myśl trenerska Ewy Kopacz?

2014-10-13 4:00

Przyzwyczajony do poziomu polskiej piłki nożnej po zakończeniu meczu z Niemcami zdałem sobie sprawę, że jedyną reprezentacyjną przyśpiewką, jaką pamiętam, jest: "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało"...

Świadome zainteresowanie sportem przypadło u mnie raczej na drugą połowę lat 80. i lata 90., kiedy Polska dostawała w piłce w d... od niemal każdego, kto się nawinął. Zresztą nie tylko w piłce. Ludzie w moim wieku pamiętają wiadomości sportowe po dzienniku. W latach 80. i przez długi czas w latach 90. spiker kończył je traumatycznym zdaniem: "Miejsc Polaków agencje nie odnotowały".

Chwilowe wyskoki drużyn Engela, Janasa i Beenhakkera były równoważone żenującymi występami na głównych imprezach. Z tym najbardziej żenującym w wykonaniu Smudy. Oprócz tego pamiętna bramka ręką z San Marino (1:0) albo drżenie do końcowego gwizdka przed stałymi fragmentami gry w wykonaniu "zawsze groźnego" Luksemburga (3:2). Byliśmy ekipą, dla której stworzono motto: "Nie ma dziś w Europie słabych rywali".

W sobotę obawiałem się czegoś podobnego. Obawiałem się, że około 60.-70. minuty zobaczę tradycyjny dla naszych piłkarzy "czas na skurcze". Obawiałem się, że w okolicach 80. minuty usłyszę o "potwornym zmęczeniu naszych piłkarzy". Jak to jest, że nikt nigdy nie widział "potwornie zmęczonych" Niemców, Holendrów lub Argentyńczyków?

Zobaczyłem i usłyszałem też teraz. Ale prowadziliśmy już 2:0!

Polska jest Polską, więc zacząłem zadawać sobie pytanie, czy to zwycięstwo da się jakoś wykorzystać politycznie. Opozycja mogłaby się przyczepić, że wystarczyło pozbyć się z fotela głównego kibica kraju Donalda Tuska i sportowcy dostali skrzydeł. Wysłaliśmy Tuska do Brukseli i z miejsca zdobyliśmy mistrzostwo świata w siatkówce, kolarstwie i po raz pierwszy w historii ograliśmy Niemców w piłkę nożną. Tusk jawi się tu jako jedna z postaci z filmu Roberta de Niro "Prawo Bronxu", którą na czas najważniejszych zakładów wysyłano do kibla, bo przynosiła pecha.

Opozycja ma jednak problem. Ktoś musiał bowiem dać Lewandowskiemu, Milikowi i Mili przykład, jak gubić niemieckich obrońców. Ktoś musiał ich do tego natchnąć.

A co, jeżeli tym kimś nie był trener Nawałka, ale Ewa Kopacz, która na czerwonym dywanie w Berlinie zgubiła kanclerz Angelę Merkel?

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail