"Super Express": - Jest pan przerażony tym, jak opresyjne państwo traktuje młodego człowieka, który uczestniczył w wypadku premier Beaty Szydło?
Rafał Ziemkiewicz: - Nie, nie jestem przerażony, to, co mówi opozycja, to zwyczajna hucpa. Można podać wiele przykładów z czasów rządu PO - wymierzona w kibiców akcja "widelec", areszt dla "Starucha" czy trzymanie w więzieniu Macieja Dobrowolskiego. Wreszcie rozjechanie przez prezydencką limuzynę Bronisława Komorowskiego. Wtedy stosunek pana posła Budki z PO i innych krzykaczy do tych spraw był zupełnie inny niż dziś po wypadku pani premier. Zresztą we wczorajszym wywiadzie pan Budka, komentując wypadek limuzyny Komorowskiego, stwierdził, że przecież wtedy nie ucierpiał "nikt ważny". A więc to najlepiej pokazuje jego instrumentalne traktowanie całej historii dzisiaj. A ten krzyk o opresyjnym państwie PiS jest typowym przykładem kalizmu, podejścia na zasadzie - jak Kali ukraść, to dobrze, a jak Kalemu, to źle.
- Druga strona też nie pozostaje dłużna. Na obrzeżu prawicowych mediów pojawiły się tezy mówiące o tym, że wypadek pani premier mógł być efektem zamachu.
- Do tanga trzeba dwojga, festiwal hipokryzji jest obustronny. Zasada jest tylko taka, że ta strona, która w danym momencie przegrywa, jest bardziej histeryczna. PiS mocno siedzi w siodle, więc nie ma powodu do takiej histerii jak opozycja totalna, ale rzeczywiście dawnych nawyków się nie wyzbył. Zwracam zresztą uwagę, że sam Jarosław Kaczyński zachował się w tym momencie mądrzej niż jego pretorianie, którzy od razu mają odruch, że trzeba zwierać szeregi, walić na odlew, bo nas atakują, trzeba być zwartym monopolem. A gdyby na poważnie ktoś chciał zrobić zamach na naszych najwyższych przedstawicieli, to przy obecnym stanie BOR wydaje się, że byłoby to łatwiutkie. Ale dopatrywanie się w wypadku premier zamachu jest nonsensem.
- Winny jest więc młody kierowca seicento czy może raczej to zaniedbania po stronie Biura Ochrony Rządu?
- Nie jestem politykiem PO, by bez podstaw stwierdzać, co tam się wydarzyło, chciałbym, żeby było przeprowadzone rzetelne śledztwo, które wykazałoby, gdzie są konkretne zaniedbania czy niedociągnięcia. Jeżeli jednak mamy do czynienia z kolejnym groźnym zdarzeniem w krótkim czasie, to nie trzeba być geniuszem, by stwierdzić, że odpowiedzialne służby działają fatalnie i prosimy się o nieszczęście. Była katastrofa lotnicza w Mirosławcu, z której nie wyciągnięto wniosków, czego skutkiem była tragedia w Smoleńsku. Pytanie, czy - jak pisał Jan Kochanowski -"Nowe przysłowie Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi", czy też wreszcie wyciągniemy z tego wnioski.