Po opublikowaniu wyroku TK ws. aborcji w Dzienniku Ustaw Monika Olejnik nie wytrzymała. Swoją złość zademonstrowała w "Gazecie Wyborczej". Dziennikarka zdecydowała się nawet na przywołanie Lecha Kaczyńskiego, który był zwolennikiem utrzymania kompromisu aborcyjnego z 1993 roku. Już tytuł tekstu Moniki Olejnik ("Niech prezes PiS pojedzie teraz na Wawel z orzeczeniem TK i złoży je na sarkofagu brata") może doprowadzić Jarosława Kaczyńskiego do szewskiej pasji. Dalej jest równie nieprzyjemnie. "Jarosław Kaczyński ma w nosie to, co mówił jego brat - że ustawa antyaborcyjna nie powinna być zmieniona" - oskarża Monika Olejnik, która na pewno zdaje sobie sprawę z tego, jak silna więź łączyła braci Kaczyńskich. Prezes PiS zapewne nigdy nie zgodziłby się ze stwierdzeniem, że "ma w nosie" coś, co mówił jego brat.
ZOBACZ TAKŻE: Wyszła prawda o związku Marty Lempart. Jej partnerka i z jej mamą... Aż trudno w to uwierzyć!
Gwiazda TVN nie omieszkała także nawiązać do stanu cywilnego wicepremiera. "Gdzie jest Jarosław Kaczyński, kawaler, który uważa, że Polki powinny rodzić zdeformowane dzieci, żeby je ochrzcić i pochować? Dlaczego nie miał pan odwagi zmienić ustawy w Sejmie? Ma pan większość. Lepiej zrzucić winę na TK, którego prezesem, jak wszyscy wiedzą, jest pańskie odkrycie towarzyskie" - szydziła wkurzona Monika Olejnik.