Do pewnego momentu koncerny temu zaprzeczały, ale ludzie zamiast ufać, zaczęli sprawdzać. Już pierwsze testy wykazały, że olbrzymie różnice są w jakości właściwie wszystkiego: produktów w proszku, keczupu, paluszków rybnych, proszków do prania, kawy rozpuszczalnej, kosmetyków i produktów dla niemowląt.
Kiedy twarde dane wyszły na jaw, przestano chrzanić, że „tak się tylko kupującym wydaje”. Matt Simister, manager Tesco, w rozmowie z BBC stwierdził nawet wprost, że Tesco wysyła gorszy towar na półki w naszej części Europy. Zabawne, że wypowiedź tę cytowano w brytyjskim parlamencie jako argument w… obronie Tesco pokazując, że nie marnuje żywności. Wiecie państwo, coś w stylu: nieprawda, że marnujemy, karmimy tym zwierzęta i Polaków.
Kiedy nie dało się już mówić, że to nieprawda, zaczęto używać innego argumentu. Towar w naszych sklepach jest gorszej jakości bo… „takie są przyzwyczajenia konsumentów”. Przyznam, że szczególnie zabawnie brzmi to w przypadku produktów dla niemowląt...
Europa rzeczywiście przez lata zdążyła nas przyzwyczaić do tego, że powinniśmy być traktowani w UE jak ludzie drugiej kategorii. Polscy pracownicy przez lata czekali, aż UE zacznie traktować ich jako pełnoprawnych obywateli na rynkach pracy. Podobnie jak polscy rolnicy. O tym, że koncerny wciąż nas traktują gorzej przekonał się każdy, kto miał wątpliwą przyjemność reklamować towary i usługi dzwoniąc do tego samego koncernu w Polsce i w którymś z państw zachodnich. Ilu z nas zetknęło się z menadżerami z Zachodu, którzy zachowywali się nad Wisłą tak, jakby spóźnili się na erę podbojów kolonialnych w Afryce i usilnie starali się to nadrobić.
Doceniam, że europarlament po 14 latach naszej obecności w Unii doszedł do błyskotliwego wniosku, że warto przestać traktować Polaków i kilka innych nacji jak podludzi. I mam nadzieję, że rozszerzy te jakże odważną myśl nie tylko na produkty w sklepach, ale także inne dziedziny życia.