Prezes Glapiński ma złą passę. Już wcześniej odlatywał broniąc szefa KNF zamieszanego w wiadomą aferę. Okazało się, że bronił bez sensu i szef KNF musiał odejść. Z tamtej obrony zapamiętałem najbardziej tezę, że za aferą KNF stoi według szefa NBP spisek Niemiec, Francji i Ryszarda Petru mający wciągnąć Polskę do strefy euro.
Wczorajsza konferencja prasowa pana Glapińskiego miała przeciąć wszelkie spekulacje na temat tajemniczych powodów, z których wypłaca tak wysokie pensje swoim współpracowniczkom. Miała wyjaśnić i uspokoić sytuację.
No, nie wyszło. Wrażenie ukrywania prawdy i zarobków (oraz ich powodów) jeszcze się pogłębiło. Nie rozumiem zresztą dlaczego te zarobki to taka tajemnica? Jedyne co wzrosło to pewność, że prezes Glapiński odleciał, a władza uderzyła mu do głowy. Tym razem nie było o spiskach. Było jednak np. o wicepremierze Gowinie, który powinien „głęboko odetchnąć” i „wziąć zimny prysznic” zanim „wypowie się o NBP”.
Panie prezesie Glapiński, co tak słabo?! Jak się chce grać twardziela, to warto na całego. Pewne wątpliwości co do praktyk w NBP zgłaszał przecież także prezydent Duda. Niech mu pan pojedzie, co powinien wziąć, zanim się o panu wypowie! Prawdziwe 500 punktów do lansu dostanie pan jednak dopiero, jak publicznie „pojedzie” pan Jarosławowi Kaczyńskiemu. Śmiało! Już dziś żałuję, że nie będzie przy tym kamer.
Nie wiem jak zachowa się prezes PiS. Pamiętam jak się zachował, kiedy słyszał poprzednim razem podobny odlot. Kiedy Beata Szydło wykrzyczała z trybuny sejmowej słowa „te nagrody się po prostu należały” broniąc wysokich kwot przyznanych sobie przez nią i jej ministrów. Kaczyński uznał wtedy, że jednak „się nie należały” i rozkazał przekazać nagrody na cele publiczne, a uposażenia parlamentarzystów obciąć.
Zastanawiam się co i w jakim tempie powinien teraz obciąć panu Glapińskiemu.