Mirosław Skowron: Gdzie bywać, gdzie się wpraszać

2014-01-27 3:00

Prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk zrobili w tym roku jedną rzecz, za którą można ich pochwalić, a za którą w przeszłości większość dziennikarzy wściekle atakowała Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Ani Komorowski, ani Tusk nie pojechali do Davos.

Dziś nikt nie śmiał nawet pisnąć, że to skandal świadczący o zaściankowości premiera i prezydenta. Jak rozumiem, jeżeli nie robi czegoś premier Tusk albo prezydent Komorowski, to jest to wynik głębokiej analizy i przemyśleń. Gdy tego samego nie robili Kaczyńscy, to był to dowód "braku obycia w polityce międzynarodowej" i "małej świadomości tego, co dzieje się na świecie" - by przytoczyć tylko dwa z bogatej gamy cytatów z 2008 r.

Tymczasem zarówno Tusk z Komorowskim, jak i bracia Kaczyńscy mieli rację. Davos to impreza prywatnej instytucji, na której czołowi politycy powinni bywać, ale od czasu do czasu, a nie rokrocznie. Choćby po to, żeby nie dewaluować swojego znaczenia. Polska nie straci wiele, jeżeli nie usłyszy, co o biedzie na świecie sądzi aktorka Goldie Hawn, a o dwutlenku węgla - Sting czy ktoś równie ważny.

Jest też inna kwestia. W Davos największe korzyści odnosi się ze spotkań w kuluarach, z przyjaźni zawieranych dzięki rozmowom w cztery oczy. Do tego potrzebne jest jednak spełnienie jednego z dwóch warunków: trzeba być politykiem z kraju, z którym liczą się wszyscy na świecie (czyli nie z Polski), albo swobodnie posługiwać się językiem angielskim. W dzisiejszych czasach nie jest to jakaś wybitna umiejętność. Posiada ją wielu młodych bezrobotnych lub wielu nisko opłacanych pracowników. Nie posiedli jej, niestety, ani premier Tusk, ani prezydent Komorowski, ani bracia Kaczyńscy. Choć, o ile pamiętam, w polskich mediach wytykano to tylko braciom Kaczyńskim. W przypadku Komorowskiego i Tuska była to widocznie część ich niekłamanego prowincjonalnego uroku.

O wiele bardziej niż Davos interesuje mnie jednak to, czy w najbliższym czasie premier Tusk albo prezydent Komorowski zamierzają się wybrać na Ukrainę. Wiem, nie wypada się wpraszać między Ukraińców komuś z obcego kraju. Pamiętam jednak, że zarówno prezydent Kwaśniewski, jak i prezydent Kaczyński na Ukrainę i do Gruzji w szczególnie istotnych momentach jakoś wprosić się potrafili.

Czekam na to, czy będą do tego zdolni także ci, którzy rządzą nami dzisiaj.