- „Super Express”:- Na ostatniej konwencji PiS partia, którą pan reprezentuje zaskoczyła mnogością pomysłów socjalnych. Minimalna pensja 4 tys. zł do końca 2023 r., 13 i 14 emerytura oraz dopłaty do hektara. Niektórzy nazywają to hattrickiem Kaczyńskiego, inni tak jak opozycja twierdzą, że PiS obawia się tego, że nie osiągnie samodzielnej większości po wyborach. Jaka jest prawda?
- Jacek Sasin:- Oczywiście nie wiemy, czy po wyborach będziemy mieli samodzielną większość. Liczymy na to, ale nigdy nie ma pewności. Podczas konwencji, o której pani wspomina chcieliśmy pokazać pomysł na to, co możemy zaproponować na kolejną kadencję. W pierwszej kadencji kładliśmy nacisk na wsparcie polskich rodzin w postaci programu „Rodzina 500 plus”. Wspieraliśmy także polskich emerytów 13 emeryturą oraz obniżyliśmy wiek emerytalny. Natomiast przyszłościowo chcemy, aby wszystkim Polakom znacznie wzrosły dochody. Chodzi o to, aby Polacy poczuli, że zbliżają się poziomem życia do naszych zachodnich sąsiadów. Całym zestawem ogłoszonych na ostatniej konwencji propozycji zmierzamy właśnie w tym kierunku.
- Program wyborczy, o którym rozmawiamy brzmi atrakcyjnie. Lepiej jeżeli Polacy zarabiają więcej. Jednak krytycy śmiałości rzeczonych postulatów uważają, że budżet pęknie jak balon, bo nie wytrzyma tego co planuje zaserwować Polakom PiS.
- Nasz program rzeczywiście jest śmiały, ale zapewniam, że sumiennie nad nim pracowaliśmy i narastające w niektórych obawy są całkowicie bezzasadne.
- Grono ekonomistów, którzy martwią się o małych przedsiębiorców nie podzielają pana optymizmu…
- Chciałbym uspokoić wszystkim ekonomistów, którzy są po stronie opozycji, że nie ma podstaw do tego, aby krytykować wspomniane postulaty.
- Tyle, że krytykę słychać także ze strony specjalistów sprzyjających PiS…
- Przeszłość pokazuje, że eksperci krytykujący nasze pomysły bardzo się mylili. Oczywiście szanuję ich zdanie, ale proszę przypomnieć sobie słowa głównego eksperta opozycji pana prof. Rzońcy, który mocno krytykował nasze pomysły. Rzeczywistość pokazała, że nie miał racji.
- Wychodzi na to, że mali przedsiębiorcy mogę odetchnąć z ulgą, bo głosy obawy są pana zdaniem mocno przesadzone?
- Tak. Głównie martwimy się o małych przedsiębiorców, ponieważ w dużych firmach pensje rozkładają się w inny sposób. Firmy zatrudniające do kilku pracowników będą mogły korzystać ze ulgi, jeśli chodzi o ZUS. Dziś pracodawca musi zapłacić składkę, niezależnie od tego, ile zarabia. Owa składka jest uzależniona od płacy minimalnej.
- Która to ma wzrosnąć…
- Owszem, ale wprowadzając ZUS liczony od dochodów dokonamy lepszej zmiany. Ten kto będzie zarabiał bardzo mało automatycznie będzie płacił małą składkę. To wyraźna ulga.
- Wzrost płacy minimalnej obejmie także sferę publiczną, o której coraz częściej mówi się jako sferze nietrakcyjnej przy zestawieniu z sferą prywatną. Państwo zaczyna walczyć o pracowników?
- Sfera budżetowa jest ogromna. Pracują w niej ludzie, którzy często zarabiają bardzo małe pieniądze. Dostrzegamy tych ludzi. Chcemy, aby im także żyło się lepiej. Jednak mimo pewnych pomysłów i planów musimy walczyć o pracowników w ogóle.
- Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu obserwujemy, że tendencja braku rąk do pracy bardzo się pogłębia. Mieli temu zapobiec nasi sąsiedzi z Ukrainy, ale okazuje się, że nie przyjeżdżają już do Polski tak chętnie jak kiedyś…
- To prawda. Brak rąk do pracy hamuje nasz rozwój. Nie chcemy, aby Polska stała się krajem, w którym w przewadze pracują cudzoziemcy. Zależy nam, aby aktywizować Polaków. Planujemy zastępować pracę rąk innowacjami, które zmniejszają konieczność bezpośredniej pracy ludzkiej. Praca rąk będzie niedługo w Polsce drogim komponentem. Nie chcemy konkurować tanią siłą roboczą. Mamy świetnych pracowników i na to trzeba stawiać. To nasz atut. Taniej sile roboczej mówimy nie. Odrzucamy ją.
- Wróćmy raz jeszcze do emerytów. Starsze osoby potrzebują odpowiedniej opieki medycznej. Jeszcze tańszych leków i lepszej jakości leczenia. Być może lepszą opcją byłoby postawienie właśnie na to w dbałości o seniorów?
- Leki w Polsce są dość tanie, ale odnosząc ich ceny do dochodów emerytalnych wydają się bardzo drogie. Jako rząd mamy bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodzi o wpływanie na ceny leków. Nie jesteśmy ich producentem. W związku z tym stosujemy inne wdrożenia. Program darmowych leków dla najstarszych osób powyżej 75. roku życia odciąża budżet starszych osób. Chcemy ten program rozwijać, aby darmowe leki były dostępne dla młodszej grupy seniorów. Nie zrezygnujemy z tego. Polscy emeryci i renciści oczekują, w mojej opinii, większego zasobu pieniędzy. Chociaż jakość leczenia, o której pani wspomina, także jest dla nas wyzwaniem. Szczególnie przy brakach kadry medycznej. Nie odbudujemy deficytu w ciągu kilku lat. Nie mamy złudzeń, ale powoli dojdziemy do obiecanego 6 proc. PKB wydatków na zdrowie.
- Pytanie, czy większa zasobność portfela w postaci 1200 zł zapowiadanej najniższej emerytury pozwoli emerytom godnie żyć?
- Robimy co w naszej mocy, aby wesprzeć wszystkie grupy społeczne. Realizujemy rekordowe waloryzacje. Pisaliście państwo z oburzeniem o podwyżkach, które obejmowały kilka zł…
- Czytelnicy pisali do redakcji zbulwersowani takimi „podwyżkami”.
- Rozumiem. To rzeczywiście było oburzające! Jednak podwyżka kilkudziesięciu zł jest sensowniejszym rozwiązaniem. Proszę zauważyć, że 13 emerytura była konkretnym zastrzykiem gotówki dzięki któremu seniorzy mogli kupić sobie pralkę, czy inne potrzebne urządzenia. Chcemy rozwijać programy emerytalne. Dziwie się opozycji, która nas krytykuje. Nie robimy tego dla siebie. Robimy to dla Polaków.
- Wieść niesie, że Polska ugięła się przed lobbingiem internetowych gigantów i nie będzie zapowiadanego podatku cyfrowego. Dlaczego tak wielcy giganci jak Google, czy Facebook narzucają polskiemu rządowi, które podatki będą płacić?
- Zapowiadaliśmy, że zamierzamy wprowadzić podatek cyfrowy. Nie uciekamy od tego. Prace nad rzeczonym rozpoczęły się na poziomie europejskim.
- Na podatku cyfrowym budżet może dużo zyskać.
- Ma pani rację. Polska na tym zyska. Dlatego mocno wspieramy tę koncepcję i chciałbym zdementować: nie zmieniliśmy zdania, nie ugięliśmy się pod niczyim naciskiem. Wspieramy wdrożenia z zakresu podatku cyfrowego.
- Sprawa byłego już wiceministra Piebiaka poruszyła opinią publiczną w Polsce, ale także poza jej granicami. Są tacy, którzy oczekują, że zobaczą sędziego na ławie oskarżonych. Realne?
- Nasi konkurenci polityczni zawsze marzą o tym, aby wszystkich niewygodnych im ludzi zobaczyć na ławie oskarżonych, a najlepiej w więzieniu. Grzegorz Schetyna przygotował swego czasu odpowiednią ustawę, która mogłaby to umożliwić. Trudno dyskutować z takimi pomysłami. To bardzo niebezpieczne, gdy jedna z wiodących partii wpada na takowe koncepty. Co do sędziego Piebiaka to ciężko oceniać, czy złamał prawo. Według tego co wiem - do złamania prawa nie doszło. Mogło jednak dojść do złamania standardów, które dla PiS są bardzo istotne. Jak tylko ujawniono sprawę pana Piebiaka to minister Ziobro zareagował błyskawicznie. Pan Piebiak stracił stanowisko. Nikt go nie usprawiedliwiał.
- Niektórzy poszli o krok dalej domagając się dymisji ministra Ziobry, który zdaniem części komentujących doskonale o wszystkim wiedział.
- Minister Ziobro przeszkadza wielu ludziom. Jego działania uderzają w pewną grupę interesów. W sprawie pana Piebiaka zachował się modelowo. Temat jest zamknięty.
- Do wielkiej polityki wraca poseł Pęk, który zaniemógł na sejmowej podłodze. Nie obawia się pan, że przywracanie postaci, które kojarzą się pejoratywnie zaszkodzi PiS?
- Poseł Pęk miał rzeczywiście niefortunny epizod. Sfotografowano go, gdy leżał na korytarzu sejmowym. Kontekst był taki, że mógł się upić. Poseł Pęk stwierdził, że zaniemógł z przyczyn zdrowotnych. Powstaje zatem pytanie, czy skreślać człowieka na zawsze, czy dać mu szansę? System wyborczy ma tę zaletę, że to Polacy wybierają.
- Wszystko w rękach wyborców.
- Tak jest.
Rozmawiała Sandra Skibniewska