Mateusz Morawiecki

i

Autor: KPRM

Felieton "Prosto z lewej"

Miller uderza w Morawieckiego. Chodzi o kryzys energetyczny i "oszustwa Kremla"

2022-10-12 5:52

"Owszem nie tylko on tam przemawiał, ale nikt poza nim nie nazwał Unii „ponadnarodową bestią”. Owszem inni też mówili o „Europie patriotów” i o nadziei na przyszłe sukcesy partii nacjonalistycznych aż po triumf w całej Europie, ale tylko Morawiecki mówił o Unii pożerającej tożsamość narodową państw członkowskich niczym smok wawelski niewinne dziewice" - napisał Miller.

Hemingway czy „Junkers”

Festyn hiszpańskiej, skrajnie prawicowej, a jak twierdzą niektórzy wręcz post-frankistowskiej partii VOX zapisze się ponuro w historii polskiego członkostwa w Unii Europejskiej. Postarał się o to premier Morawiecki. 

Owszem nie tylko on tam przemawiał, ale nikt poza nim nie nazwał Unii „ponadnarodową bestią”. Owszem inni też mówili  o „Europie patriotów” i o nadziei na przyszłe sukcesy partii nacjonalistycznych aż po triumf w całej Europie, ale tylko Morawiecki mówił o Unii pożerającej tożsamość narodową państw członkowskich niczym smok wawelski niewinne dziewice. 

Niszczenie chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, które rzekomo dokonuje się na naszych oczach, postawił na równi z Rosją Putina i uznał jedno i drugie za największe zagrożenie cywilizacyjne. Mówił to premier kraju, który dostaje z Unii miliardy złotych na renowację kościołów i zabytków sakralnych. Kolejne miliardy przytulają parafie i diecezje w postaci unijnych dopłat rolnych, gdyż kościół jest największym latyfundystą w Polsce. O niemalże śmiertelnym zagrożeniu chrześcijaństwa mówił premier kraju, który z pieniędzy podatników opłaca pensje, emerytury i opiekę lekarską armii księży, kapelanów, katechetów, zakonników i zakonnic. Zapewne trzysta tysięcy „czarownic” spalonych na hiszpańskich stosach Świętej Inkwizycji, której z tradycji chrześcijańskiej wymazać nie sposób, biło mu brawo w zaświatach w podzięce, za tę jego jakże heroiczną „obronę wartości”.

Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić zakłamanie Morawieckiego. No bo co powiedzieć, gdy jednego dnia uczestniczy w szczycie UE w Pradze, gdzie mówi się o wspólnej polityce energetycznej i wspólnych sposobach obrony przed koszmarem energetycznym, który gotuje Unii Putin, by za chwilę na festynie faszyzującej hiszpańskiej prawicy nazywać tę samą Unię (a więc pośrednio także kolegów - premierów, którym ściskał ręce) „małą grupą biurokratów z Brukseli”, którym wydaje się, że „tworzą Europę”. 

Źródeł kłopotów energetycznych Unii upatruje Morawiecki w tym, że „europejskie elity” dały się „oszukać Kremlowi jak dzieci”. Tymczasem Kreml działał jak handlarz narkotyków - sprzedawał gaz tanio, żeby klienci popadli w nałóg, z którego nie można się wyzwolić. Zapomniał tylko dodać, że sam ćpał tani rosyjski węgiel za miliardy złotych, zamiast wydać je na nowe źródła energii. Teraz bełkoce: - Trzeba uczyć się na błędach … 

Gdy więc tak go słucham, obserwuję jego popisy – od złożenia kwiatów na grobie kumpli Hitlera z Brygady Świętokrzyskiej, aż po festyn partii VOX, to mam coraz mniej wątpliwości, co by wybrał? Czy wsiadłby do bombowca „Junkers” i poleciał nad Guernicę, czy stanąłby u boku Ernesta Hemingwaya?