"Super Express": - Czy koalicja PO-PSL rozpadnie się przez różnicę zdań w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego?
Michał Szułdrzyński: - Nie sądzę. Reforma emerytalna pojawiła się w autorskim exposé premiera, które jest programem rządu, a tak naprawdę programem PO. Tusk wprowadzi ją w życie nawet przy oporze ludowców. To dla niego punkt honoru, kwestia "być albo nie być". W końcu jego wizerunek bardzo ucierpiał przez ostatnie trzy miesiące.
- Jeśli nie z PSL, to z kim się Platforma dogada?
- Przypomnę, że obecna koalicja została zawarta na... słowo honoru, że w tej kadencji nie podpisano jeszcze umowy koalicyjnej. PSL twierdzi, że wciąż obowiązuje umowa z 2007 r., ale PO jest innego zdania. Zatem przeforsowanie na siłę ustawy emerytalnej głosami J. Palikota nie skończy się jego wejściem do koalicji ani wypadnięciem z niej PSL.
- Czyli po takim jednorazowym sojuszu PO-Palikot koalicja będzie dalej trwała jak gdyby nigdy nic?
- Obie strony zbyt dużo ryzykują zerwaniem koalicji. PO nie znajdzie lepszego koalicjanta. Poza sprawą wieku emerytalnego PSL jest dość pokornym partnerem. Palikot i Miller stawialiby znacznie wyższe żądania. Z kolei jeśli PSL wyjdzie z koalicji, pozostanie z niczym.
- A jednak prezes PSL jest pewny siebie.
- Na jesieni odbędą się wybory nowego szefa PSL. Pawlak musi pokazać, że nie jest wicepremierem na posyłki Tuska. A partia wie, że jej elektorat najwięcej straci właśnie na reformie, która podniesie wiek emerytalny kobiet pracujących na wsi o siedem lat. Pamiętajmy, że kobiety pełnią tam ważniejszą funkcję rodzinną niż w miastach. Pawlak więc gra o pozycję w partii. Widzi też, że PO jest bardziej niż kiedyś skazana na PSL i dlatego atakuje. Z kolei Tusk potrzebuje spektakularnego sukcesu i na pewno będzie nim wydłużenie wieku emerytalnego - czy to na jego zasadach, czy koalicjanta.
- Premier nie powie znów: "Jeszcze raz przepraszam"?
- Nie wydaje mi się. Obecna kadencja rządu potrwa do końca 2015 r. Reforma podniesie wiek emerytalny np. do 2020 roku o 2 lata kobietom i mężczyznom. Ludowcy racjonalnie argumentują, że skoro ustawa będzie wchodziła w życie stopniowo, to teraz przyjmijmy takie minimum, które wejdzie za naszych rządów, a nie bierzmy na siebie ciężaru społecznych reperkusji ustawy w wersji najostrzejszej. O to niech się martwi następny rząd.
Michał Szułdrzyński
Publicysta "Rzeczpospolitej"