Super Express: Janusz Kowalski w towarzystwie polskiego rolnika nazywa pana „judaszem wsi”, zdrajcą i ostrzega, że absolutnie nie można panu ufać.
Michał Kołodziejczak: Ciężko odnosić się do takich słów, kiedy wypowiada je rolnik będący radnym powiatowym PiS, byłym kandydatem do Sejmu z ramienia PiS, człowiekiem, który robił kampanię dla Andrzeja Dudy i jest zdeklarowanym człowiekiem Zjednoczonej Prawicy. A Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa, który nie odróżnia rodzajów zbóż, będzie dzisiaj opowiadał takie głupoty… niech się lepiej zajmie tym, co trzeba zrobić w ministerstwie, bo rolnicy mają dzisiaj dużo problemów.
- Ma pan podobno bunt na pokładzie Agrounii, nie wszyscy ze zrozumieniem przyjęli decyzję o starcie z list Koalicji Obywatelskiej.
- (…) Wszyscy, którzy potrzebowali rozmowy i czasu dostali to i dzisiaj mogę powiedzieć, że Agrounia jest silna. Rola lidera to jest także często wyznaczanie kierunku, którego nie przewidzi nikt inny. Biorę odpowiedzialność za tę decyzję i wiem, że czas ją obroni. Dzisiaj naszym celem jest przewidywanie kilku kroków do przodu. Nie mogę pozwolić na to żeby PiS te wybory wygrało. Cała ta nagonka pisowskiego aparatu państwowego na mnie pokazuje, że każdy kto po wyborach będzie miał inne zdanie, kto będzie się władzy sprzeciwiał, musi się liczyć z takim właśnie traktowaniem. (…) Ja potrafię podejmować trudne decyzje i tej nie podjąłem sam, tylko z najbliższymi współpracownikami, którzy byli, są i będą.
- A reszta działaczy, którzy o liście z KO nie chcą słyszeć?
- (…) Dziś poparcie dla PiS w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych jest duże. Ludzie nie widzą swojej podmiotowości w innych partiach. Więc powiedziałem sobie, że zaryzykuję. Decyzję bardzo mocno przemyślałem, zważyłem wszystkie „za” i „przeciw” i ona nie była dla mnie prosta. Znam swoją historię, swoją ścieżkę dojścia do tego wszystkiego, ludzi, którzy byli w odpowiednich miejscach, ale musimy oceniać nasze życie przez pryzmat tego co będzie w przyszłości. Więc jeśli pani pyta o bunt, to buntu nie ma. A jeśli chodzi o przekonanie i wiarę w efekty, od tego jestem ja i moi ludzie. Pokażemy, że to była dobra decyzja i że należy ją poprzeć.
- Przecież pan jeszcze w czerwcu tego roku oskarżał Tuska o to, że „cofnął Polskę o kilka wieków i zrobił z niej kraj koczowniczy”. Co się w tej sprawie zmieniło przez dwa miesiące?
- Kiedy rządziła PO z PSL był trudny czas, przecież ja nie powiem, że nie. Ktoś myśli, że się wycofam z tych słów? (…) Ale wie pani jeśli dziś razem siadamy, ustalamy pewne rzeczy, które chcemy zrobić, ustalamy jak je zrobić, zgadzamy się, że chcemy budować Polskę przyszłości wyciągając wnioski z tego co było kiedyś… niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie popełnił błędu. Ja dziś też nie wszystko zrobiłbym tak samo.
- Jak to było – przyszedł Kołodziejczak do Tuska czy Tusk do Kołodziejczaka?…
- To dzisiaj jest całkowicie nieistotne. (…)
- Owszem jest.
- To pani dostanie odpowiedź jako pierwsza: dostałem zaproszenie na rozmowę od Platformy Obywatelskiej. Rozmowy były bardzo szybko zrobione, choć nie od samego początku układały się tak łatwo i gładko.
- Donald Tusk obiecał panu stanowisko ministra rolnictwa?
- Takiej rozmowy nie było. Jeszcze. Dziś trzeba załatwiać sprawy, a to jak będzie wyglądał rząd po wyborach to rozmowy na drugi etap. (…)
- Część wyborców KO obawia się, że jest pan porywczy, nieprzewidywalny i zaraz po uzyskaniu mandatu poselskiego odetnie się od Koalicji Obywatelskiej.
- Moje zakorzenienie w wartościach i sprawach, które teraz załatwiamy jest niepodważalne i nikt nie musi się bać o to czy ja będę lojalny czy nie, bo dla mnie to jest sprawa priorytetowa. Mogłem startować z PiS-u i mieć dużo mniejszy hejt. Ale dziś wybieramy ścieżkę normalności i prawdy.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka