Michał Karnowski

i

Autor: Piotr Grzybowski Michał Karnowski

Michał Karnowski z "SIeci" o nowelizacji ustawy o IPN: Ani sukces, ani porażka

2018-06-29 5:46

„Super Express”: – Porozumienie między Polską a Izraelem rząd przedstawia jako gigantyczny sukces naszej dyplomacji. Rzeczywiście?Michał Karnowski: – To wszystko nie są proste sprawy i serdecznie, choć lekko ironicznie, gratuluję wszystkim tym, którzy znają proste rozwiązania i skomplikowane relacje polsko-izraelskie potrafią ująć w jednym zdaniu. To samo zresztą dotyczy rządzących i pewna pokora w opowieści jest niezbędna.

– To znaczy?
– Uważam po prostu, że nieprawdziwa jest zarówno opowieść o wielkiej klęsce, którą poniosła ekipa rządząca, jak i ta o jakimś ogromnym jej sukcesie. Owszem, udało się wyjść z tej niełatwej sytuacji nieźle i rzeczywiście nie dokonaliśmy korekty ustawy o IPN za darmo. Co nam groziło.
– Jakie w takim razie korzyści osiągnęliśmy?
– Jeśli wczytamy się w deklarację polsko-izraelską, to są tam zdania dla polskiej prawdy historycznej bardzo ważne. Przypomnijmy, że cała historia zaczęła się od naszego oburzenia na powielanie nieprawdziwych i krzywdzących sformułowań o „polskich obozach koncentracyjnych”. Nas oburzało szczególnie to, że nie reagowało na nie państwo Izrael.
– Czy na pewno? Pamiętam, że jednak izraelscy politycy prostowali takie sformułowania.
– Spotykaliśmy się jednak z pokładami niechęci do Polski, które nikomu się nie śniły. Pięćdziesiąt lat komunizmu i 30 lat III RP pozwoliły niektórym zbudować tak zakłamaną narrację, że jest to potwornie trudne do odkręcenia. Ta ustawa stała się jakimś totemem i reakcjami na nią totalnie oderwanymi od jej zapisów. Trudno, całego świata nie przekonamy. I trzeba było jakoś zareagować. Pewne gesty ze strony Izraela pokazują jednak, że udało się znaleźć wspólne wyjść z klinczu, w którym się oba państwa znalazły. Podsumowując – nie jest to wielki sukces, ale też nie jest to wielka klęska. Udało się wyjść z trudnej sytuacji, w której znaleźliśmy się trochę nieświadomie.

– Nieświadomie? Lista ostrzegających przed tą ustawą jeszcze na etapie prac jest długa. Nawet MSZ mówiło, że nie doprowadzi ona do niczego dobrego. Może trzeba było tych głosów posłuchać, bo teraz nie musielibyśmy bohatersko rozwiązywać problemów, które sami stworzyliśmy.
– To prawda, choć przyrównałbym to do takich ostrzeżeń w stylu „jedź ostrożnie, bo droga jest śliska”, które często słyszymy od najbliższej rodziny.
– I ma ta rodzina rację.
– Mają rację, ale wypadek czasem się jednak zdarza. Wydaje mi się, że tego typu ostrzeżeń w polityce jest bardzo dużo. Właściwie każda sprawa, która wiąże się z jakimś ważnym zagadnieniem, niesie ze sobą ryzyko. W tej sprawie nie było czerwonego alarmu.
– Nie?
– Były ostrzeżenia i dzisiaj powinno to służyć za nauczkę, żeby czytać swoje notatki. Autorzy ustaw, głosujący czy rząd powinni w takim razie bardziej przemyśleć swoje działania. Może brakuje jakiegoś centrum analitycznego. To wszystko prawda. Ale nie było czerwonego alarmu. Nie włączyła go też ambasador Izraela. Pamiętajmy też, że ta ustawa stała się bombą atomową także wskutek wewnętrznej sytuacji politycznej w Izraelu. Problemy premiera Netanjahu sprawiły, że uciekł on w eskalację konfliktu z Polską.
– I to też trzeba było wziąć pod uwagę. Ale wybrano ignorowanie tego, co się w samym Izraelu dzieje.
– Jak mówię, każde działanie niesie ze sobą ryzyko. Nigdy nie wiemy, czy nasze działanie nie wzbudzi wielkich protestów – społecznych czy międzynarodowych. Jasne. W ogóle uważam, że w sprawach polsko-izraelskich musimy być bardziej ostrożni i tej wrażliwości po prostu wszystkim zabrakło.