Michał Karnowski: W jakiś sposób rozumiem Kaczyńskiego

2010-08-07 18:00

Najlepszym fragmentem orędzia były słowa o polityce zagranicznej. Zaskoczył mnie zaś fragment o pomocy dla ubogich – konkretny, przy braku konkretów w innych sprawach.

Zabrakło jednak w orędziu odpowiedzi na pytanie, czy Bronisław Komorowski będzie motywatorem do reform dla rządu. O trudnej sytuacji finansów publicznych wspomniał mimochodem. Choć jest to sprawa tak kluczowa, że liberalny rząd PO musi łamać sumienia swoich posłów. Zamiast tego był ton zadowolenia. Że tak dobrze jak dziś, nie było jeszcze nigdy. Po czymś takim będzie trudno przekonywać obywateli do reform i wyrzeczeń.

Zabrakło też ciepłego nawiązania do Lecha Kaczyńskiego. Komorowski nie umiał, albo nie chciał znaleźć właściwego tonu, który dobrze odebrałoby 8 milionów wyborców Kaczyńskiego, o których sam wspomniał. To było jakieś zimne i oficjalne. Akurat Komorowski, mający na koncie niezbyt ładne słowa wobec Lecha Kaczyńskiego, mógłby w ten sposób ładnie zamknąć ten rozdział.

Nieobecność Jarosława Kaczyńskiego w jakiś sposób rozumiem. Mógł odczuwać pewien ból widząc atmosferę radości na inauguracji człowieka, który zastępuje jego zmarłego brata. Nie zachował się przy tym ostentacyjnie, nie atakował. Może zabrakło prośby o zrozumienie. Politycy PiS zachowali się też godnie. Co więcej, w przeciwieństwie do ataków na Lecha Kaczyńskiego, Komorowskiemu nie odbiera się już na starcie prawa do godnego pełnia urzędu. Żaden prezydent nie miał do tej pory tak łatwo.

Michał Karnowski

Publicysta dziennika „Polska – The Times” i portalu Wpolityce.pl