"Super Express": - Jak pan ocenia nowy rząd Donalda Tuska?
Michał Karnowski: - To będzie słabsza ekipa rządząca od poprzedniej. Niezdolna do stawienia czoła kryzysowi. Większość Polaków nie dopasowałaby twarzy nowych ministrów do ich nazwisk. Na ten naprawdę ważny odcinek zarządzania zostali wysłani ludzie pozbawieni autorytetu. Rząd wciąż jest na "zielonej wyspie" i oddelegowując ludzi niezdolnych do przeprowadzenia realnych zmian, Tusk pokazuje, że na żadne większe reformy nie ma ochoty.
- Premier deklaruje coś przeciwnego. Mówi: "potencjalnie silny rząd".
- Trudno tak myśleć, kiedy ma się świadomość, że np. pani Mucha będzie się uczyła od podstaw zarządzania dużą strukturą administracyjną. Zanim się nauczy, będziemy już w połowie kadencji. I ten problem dotyczy jeszcze kilku nowych ministrów, m.in. Nowaka, Kosiniaka-Kamysza, Arłukowicza i nawet, choć najmniej, Gowina.
- Wielu publicystów twierdzi jednak, że ten rząd jest gwarancją "gładkiego" przejścia i kontynuacji.
- Trudno mówić o kontynuacji rządu, który przez cztery lata nie dorobił się klarownej linii działania. Dobrym ministrem był ten, który nie sprawiał problemu. Podstawą było przetrwanie i bycie mniej popularnym od szefa. To samo, ale mocniej będzie teraz dotyczyło nowych ministrów w rządzie. W większości są po prostu słabymi osobowościami. Mam wrażenie, że na posiedzeniach rządu oklaski dla premiera będą rozbrzmiewały jeszcze częściej i w 100 proc. szczerze. Tylko, czy o to chodzi, kiedy szanowani ekonomiści podkreślają, że przed Polską rysuje się naprawdę niewesoła przyszłość?
Michał Karnowski
Publicysta "Uważam Rze" i wpolityce.pl