„Super Express”: - Nie czuje się pan sam choć trochę zażenowany własną decyzją o starcie z pierwszego miejsca w PO?
Michał Kaminski: - Nie, gdyż uważam, że jest to naturalna konsekwencja ewolucji, którą przechodziłem. To także konsekwencja tego, co dzieje się w Polsce i wokół Polski. Obowiązuje zasada wszystkie ręce na pokład i ja się tej zasadzie podporządkowuję.
Co za poświęcenie!
– Startuję w trudnym dla PO okręgu, więc to nie jest tak, że dostaję miejsce za darmo. Dostaję kawał pola do obrobienia.
Bez przesady, dostaje pan jedynkę, a więc miejsce najbardziej wchodzące.
– To, co dzieje się wokół Polski, sytuacja geopolityczna, narastająca agresja przeciwko Ukrainie powoduje, że moje doświadczenie z europarlamentu i polityki ukraińskiej może być przydatne. I dlatego się na to zdecydowałem. Zdając sobie sprawę, że to wywoła lawinę nieprzychylnych dla mnie komentarzy.
Geopolityczna?
– Oczywiście. Niech pan włączy telewizor. Mówi się jednak nie o mnie, a o bezpieczeństwie Polski, Krymie, Rosji, Ukrainie.
W jaki sposób start Michała Kamińskiego z PO z Lublina poprawia sytuację geopolityczną Polski?
–Ja tak nie twierdzę, ale nawet PiS nie może zakwestionować moich kompetencji w tej kwestii. Jestem autorem pierwszego raportu na temat wejścia Ukrainy do Unii. Raport nazywa się zresztą raportem Kamińskiego. Powołuje się na niego do dziś ukraińska dyplomacja. Mam dwa wysokie odznaczenia ukraińskie za zasługi dla tego kraju. Byłem szefem frakcji w europarlamencie. Moje doświadczenie w europarlamencie jest dość istotne.
Na to doświadczenie składa się dopiero 733. miejsce wśród europosłów pod względem liczby głosowań. To te najniższe lokaty...
– Byłem szefem frakcji i członkiem wielu delegacji europarlamentu, byłem często zajęty innymi rzeczami na zlecenie tegoż europarlamentu. Niech pan zwróci uwagę na miejsca, które zajmuję pod względem ilości wypowiedzi i interpelacji. To też duży miernik tego, co tam zrobiłem.
W polskim sejmie rekordy w interpelacjach bije posłanka PiS, z której z tego powodu nabija się cała Platforma.
– A to niech pan przeczyta moje interpelacje. Niech pan nie używa tylko kryterium frekwencji w głosowaniach. Proszę sprawdzać wszystkie statystyki, które mnie dotyczą.
Myśli pan, że ludzie z lubelskiej PO są zachwyceni, że to nie ktoś z nich, kto pracował na PO dostał „jedynkę”, ale ktoś, kto Tuska i PO przez lata zwalczał?
– Przecież nie jestem jedynym kandydatem na liście PO. Każdy może mnie przeskoczyć.
No, to są tak rzadkie przypadki...
– Ale nie są niemożliwe! Każdy ma szansę. Proszę mi wierzyć, że wielu działaczy PO już się ze mną skontaktowało ciesząc się z tej decyzji.
A co mieli powiedzieć kontaktując się z kimś, kto jest bliżej ucha Donalda Tuska niż oni? W polskich partiach w takich kontaktach obowiązuje wazelina.
– Trudno mi na to odpowiedzieć... Dla każdego kto życzy dziś dobrze PO sygnałem powinny być reakcje tych, którzy PO życzą źle. Oni na mój start z PO zareagowali agresywnie, jak Adam Hofman czy Marek Suski. Co do startu z Lublina, to we wszystkich partiach, których listy znamy, bywają na jedynkach ludzie z innych województw. Nie kandyduję na marszałka województwa, ale by być jednym z europarlamentarzystów.
Na pytanie „co pana łączy z Lubelszczyzną” odpowiedział pan Konradowi Piaseckiemu, że „wiele, bo lubelskie to część Polski, a pan kocha Polskę”. To musiało rozbawić nawet pana samego.
– Od granic powiatu w którym mieszkam, do granic województwa lubelskiego jest, dokładnie to zmierzyłem, 46 kilometrów. Ja naprawdę nie jestem tam z człowiekiem z kosmosu! Wszyscy jesteśmy z Polski.
Jeszcze kilka miesięcy temu mówił pan, że kończy karierę polityczną, bo polska polityka się zmieniła, brzydzi pana, jest miałka...
– Ale polska polityka znowu, gwałtownie się zmieniła!
Jakie to szczęście, że wypiękniała tuż przed zamknięciem list do europarlamentu!
– Właśnie wypiękniała! Uczestniczyłem w naradach u premiera, w których widziałem przedstawicieli wszystkich opcji politycznych mówiących jednym głosem. W moim przypadku się zmieniła, gdyż dostałem taką propozycję...
Właśnie...
– Ale nikt nie powie, że ja o to miejsce zabiegałem!
Wielu mówi, że od kilku lat pan zabiegał demonstracyjnie waląc w PiS jak w bęben. Podobno o posadę ambasadora, o zbliżenie z PO...
– Proszę mi wierzyć, że się nie starałem.
Jak dostaje się jedynkę do europarlamentu w ogóle się o to nie starając?
– To nie jest pytanie do mnie. Sorry.
Chyba trzeba być gwiazdą?
– Nie czuję się gwiazdą. Skoro poważna partia zdecydowała się taką propozycję mi złożyć, to jest to jednak dla mnie zaszczyt, który przyjąłem.
Może po ludzku, szczerze przyznajmy, że najprawdziwszym powodem są zarobki europosłów?
– Ja już raz zrezygnowałem z zarobków europosła, dobrowolnie, zostając ministrem w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Minister zarabia dużo mniej niż europoseł.
To prawda, ale to stanowisko jest świetną odskocznią do późniejszej kariery.
– To może mi pan zarzucać, że ważna jest dla mnie polityka. I tu się zgodzę. Ale nie pieniądze! Moje perspektywy zawodowe poza europarlamentem nie były wcale takie złe. Odrzucam tezę, że idę do europarlamentu dla pieniędzy.
Pieniądze nie są ważne? W pańskim oświadczeniu majątkowym jeszcze z polskiego Sejmu nie ma pan oszczędności, ma pan jeden samochód i 50-metrowe mieszkanie. Teraz, u europosła jest dużo lepiej. Pół miliona zł oszczędności, dom 267 m2, działkę 1300 m2, dwa samochody...
– Ależ te zarobki nie są tajemnicą, ale ja nie jestem jeden. Ten „zarzut” można postawić każdemu europosłowi.
Nie każdy po deklaracji obrzydzenia polityką z dnia na dzień zmienia zdanie i zostaje kandydatem do europarlamentu. Tuż przed zamknięciem list.
– To jest decyzja szybka i ze strony PO i mojej. Nie jest jednak tak, że ja z tego powodu musiałem zmieniać poglądy. Wciąż jestem konserwatystą. Zmieniłem zdanie co do stylu uprawiania polityki i oglądu partii politycznych. No, ale tu należałoby raczej zapytać o to, jak się zmieniły poglądy PiS! Kilka lat temu poseł Marek Suski z PiS darł na sali sejmowej list biskupów w sprawie ochrony życia poczętego, a dziś są czempionami tego tematu.
Dla kogoś, kto startuje z PO wypominanie poglądów PiS nie jest chyba zbyt wygodne. Nikt nie zmieniał poglądów w istotnych kwestiach tak diametralnie jak Platforma.
– Nie do końca...
Pamięta pan wystąpienie Donalda Tuska, w którym wzywał rząd do naciskania na Niemcy w sprawie podliczenia zniszczeń z II wojny światowej i odszkodowania? Pamięta pan „Nicea albo śmierć”? Pamięta pan, jak Platforma startowała w koalicji z partią Janusza Korwina Mikke, czując bliskość programową? Dziś nie do pomyślenia. Może lepiej PiS nie wypominać zmiany poglądów?
– Wie pan, ale też pamiętam Jarosława Kaczyńskiego, który popierał Tadeusza Mazowieckiego. Pamiętam, że popierał Lecha Wałęsę by po chwili zdecydowanie go zwalczać.
To już prehistoria, w tamtych czasach był pan w Narodowym Odrodzeniu Polski. I też będzie zasadne wypomnieć to dziś panu?
Przestałem być w NOP w 1989. Pan mówi o zmianach stanowiska. Prezes Kaczyński też się przez te lata zmieniał. Popierał Marcinkiewicza, to znów go nie chciał...
Przyznał, że to jego największy błąd personalny.
- Ależ on miał wiele takich błędów personalnych! Jak wielu ludzi, którzy z nim byli w rządzie z nim pozostało? Niech pan zwróci uwagę, że ani jeden minister sprawiedliwości nie jest do dziś razem z nim.
O, to śliski temat. Ilu ministrów sprawiedliwości z rządów PO jest dziś razem z Donaldem Tuskiem?
– Zgoda, w polityce wiele rzeczy się zmienia. Nie ma więc sensu sobie tego wytykać.
Rozmawiał Mirosław Skowron