A takim jajkiem okazała się sprawa emerytur. Wcale nie trzeba było chodzić do wróżki, by wiedzieć, że w końcu pod dywanem zabraknie miejsca na ciągłe zamiatanie problemu czarnej dziury zwanej systemem emerytalnym. Jednak nasi politycy od lat musieli słuchać przepowiedni w tej sprawie. I to nie z fusów czy kart - przyjmę każdy zakład, że wskazówek udzielał im rumpolog, czyli człowiek, który wróży z pośladków. Bo jeśli spojrzymy na efekty dotychczasowych działań mających zapewnić Polakom godną starość, widać jak na dłoni, że wzięto je z miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę.
I to zepsute jajo musiało w końcu zacząć śmierdzieć. Traf chciał, że nieprzyjemny zapach rozniósł się w czasie rządów koalicji PO-PSL. Wówczas przegłosowano ustawę wydłużającą wiek emerytalny.
Z pewnością ta decyzja w znacznym stopniu wpłynęła na wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich. Porażka w starciu jednego z dziesięcioma skłoniła Komorowskiego do refleksji i błyskawicznie zaproponował on reformę: 40 lat pracy miało upoważniać do zasłużonego odpoczynku. Jednak wyborcy nie uwierzyli i trzeba było zejść ze stojącego pod żyrandolem krzesła. Wtedy Kancelaria Prezydenta wycofała projekt z konsultacji, dając do zrozumienia, że to był tylko taki żart.
Lecz w przyrodzie nic nie ginie, o czym oczywiście najlepiej wiedzą chłopi. PSL przygarnął więc to niepotrzebne już dyzmowskie dziecko niczym swoje. Jednak ludowcy schizofrenikami są ledwo częściowymi. Pamiętali, że sami podnosili ręce w głosowaniu za nową ustawą emerytalną. Udają więc teraz, że to inicjatywa obywatelska i w takiej formie w ubiegłym tygodniu trafił do Sejmu projekt ustawy zbliżony w założeniach do propozycji Komorowskiego.
Co na to "dobra zmiana"? Ano śmieje się Polakom w twarz. PiS wraz z Andrzejem Dudą dużo mówił w kampanii wyborczej o powrocie do poprzednich widełek wiekowych. I nawet do Sejmu wpłynął stosowny projekt ustawy. Jednak opieszałość, z jaką jest traktowany, każe przypuszczać, że partia rządząca albo wyznaje zasadę "problem odłożony w czasie to nie problem", albo też zwyczajnie boi się przyznać, że również lubi żarty w stylu Komorowskiego.