"Super Express": - Co pana przyciągnęło do mafii?
Jarosław Sokołowski "Masa": - Jak ktoś uprze się, żeby widzieć coś fajnego w kupie gówna, to i tam to zobaczy. Byłem wychowany na micie gangsterów pruszkowskich z lat 70. Tacy "szlachetni", pomagali biednym ludziom. Dopiero w mafii, zobaczyłem, że wygląda to inaczej. Ale nie w oczach wszystkich. Kiedy zostałem świadkiem koronnym, to wezwali mnie do powrotu! Rada gminy w Komorowie, jak Boga kocham, prosiła, żebym został burmistrzem! Bali się, że bez "Masy" nie będzie spokoju (śmiech).
- Niektórzy wam się opierali.
- To prawda. Niech pan schowa jednak w kieszeń te bajki, że opierał się nam "Wołomin". To było sztucznie nadmuchane przez media. Opierały nam się "Ząbki", czyli "Dziad".
- No tak, zmarł śmiercią naturalną.
- Był ostrożny, ale też nie było aż takiej presji. "Dziad" obstawił się policją i chłopakami wygnanymi z "Pruszkowa". I zrobił z tego niezłą armię.
Przeczytaj też: To mafia wybierała Miss! MASA ujawnia SENSACYJNE fakty. Część 2
- Nie bez presji, ale "Pruszków" chciał go zabić.
- No chciał. "Parasol" nabawił się nawet reumatyzmu, leżąc trzy dni w rowie, bo "Dziad" jakoś nie wszedł mu na pozycję do oddania strzału. Był nawet atak rakietowy na dom "Dziada".
- Jaki?
- Od jednego z pułkowników Wojska Polskiego kupiliśmy bazooki. Ale skończyło się tylko na przedmuchaniu domu "Dziada".
- Jak to przedmuchaniu?
- Jeden z gangsterów nie doczytał, nie uzbroił ładunków i po prostu odpalili, a te głowice przeszły przez willę, robiąc dziury, ale nie wybuchły (śmiech). Wie pan, to nie do końca byli profesjonaliści.
- Po aresztowaniach szefów mafia ma szansę się odrodzić?
- Tylko w pewnym stopniu. Pozycja policji wobec gangsterów jest bez porównania mocniejsza niż w latach 90. Dziękowali mi zresztą, że pchnąłem ich 10 lat do przodu swoimi zeznaniami o mechanizmach zarobkowania, o sposobach działania mafii. Nie rozrośnie się już na taką skalę jak "Pruszków", ale na pewno w jakimś stopniu się odrodzi. Zobaczy pan.
- W jakim?
- Będą żyli jak dawniej, na mniejszą skalę. Wiele tałatajstwa wyjechało do krajów Unii. Tam więzienie to jak sanatorium. Inni przykleją się jak gówno do okrętu do jakichś biznesmenów. Będą robili intrygi, że jest w niebezpieczeństwie, że go ochronią. Będą wymuszenia, może porwania dla okupu. Są jeszcze tacy, którym mafia imponuje. Może im przyjść to dość łatwo.
Sprawdź także: Pruszków miał swoich ministrów! "Masa" odsłania kulisy mafii! Część 1
- Dlaczego?
- Adwokaci. Rozbawił mnie do łez sędzia Walczak, który prowadził sprawę "Pruszkowa". Tłumaczył, że adwokaci "przysięgali na godło". Przecież adwokaci latali z protokołami, próbowali naciskać świadków! A ostatecznie obalili instytucję świadka koronnego.
- Jak to obalili?
- Doprowadzili do zmian w prawie, które zrobiły z tego karykaturę. Namnożyło się koronnych. W pewnym momencie każdy prokurator chciał mieć swojego koronnego. I przez to ich zeznania niewiele znaczą. Miało to sens, gdy brano to na poważnie, a zamykani zaczęli kruszeć.
- Te zmiany to lobbing mafi?
- Ich wpływ na adwokatów, a tych na polityków. Taki adwokat K., wielki autorytet, a latał po stacjach benzynowych, żeby Bryndziakom (ochroniarzom "Masy" - przyp. red.) przedstawiać, co trzeba zeznać, żeby utrącić moje zeznania! Fotkę, kiedy to robił zrobił mu mój szwagier!
- Panu zarzucano, że część zeznań pan podkręcał, żeby np. oczernić dawnych kolegów. Np. "Parasola" i "Słowika", których pan nie trawi.
- Ponad 90 proc. moich zeznań zweryfikowały pozytywnie źródła policyjne. Kilka proc. to wynik niepamięci.
- To skąd te zarzuty?
- Jestem najsłynniejszym świadkiem koronnym. Papierkiem lakmusowym tego programu. I jeżeli ktoś nie lubi tej instytucji, to uderzy we mnie. Ze znakiem zapytania można napisać wszystko. Ale to nie jest powód, żeby psuć instytucję świadka! Tymczasem w procesie szefów "Pruszkowa" sędzia uznała, że same zeznania nie wystarczą. Musi być dowód. Pierwsza wersja ustawy zaszkodziła mafii najbardziej. Podobnie jak rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych.
- Teraz wielu polityków narzeka, że rozwiązanie WSI było błędem.
- Przecież WSI to była gangrena! Bardzo dobrze, że to rozgoniono. Macierewicz to skrajny oszołom, nie popieram go. Ale to jedno zrobił bardzo słusznie. W działaniach mafii pruszkowskiej, gdzie tylko był jakiś poważny pieniądz, to od razu pojawiali się oni, z wojska. Choć z innych służb też.
- Wielu ekspertów uważa, że złodziejska mafia nie mogłaby się tak rozrosnąć. Była tworzona przez służby PRL? SB, WSI? Ludzie "Pruszkowa", bywali agentami SB.
- Bywali, ale to spiskowe teorie. "Pruszków" i tak by istniał, ale współpraca ze służbami pomogła bardziej wypłynąć. Ludziom z SB i WSI było jednak łatwiej dzięki nam robić lewe biznesy. Odciągaliśmy uwagę, to o nas się mówiło. A oni po cichu...
- Andrzeja K., czyli "Pershinga", stawia z boku jak kogoś lepszego.
- Bo to był jedyny charakterny gościu. I mówię to, wiedząc, że w obecnej sytuacji byłbym dla niego frajerem. "Pershing" był "sprawiedliwym gangsterem".
- Odniosłem wrażenie, że gdyby nie zabójstwo "Pershinga", nie zostałby pan świadkiem koronnym.
- Wtedy na pewno nie zostałbym świadkiem koronnym. Czekałem na okazję. Planeta nie dawała aż takich zysków. Sto tysięcy tygodniowo to nie był wtedy żaden zysk. Z Italmarki mieliśmy w jednym kwartale 2000 r. aż miliard zł podatku! Gdyby nie te zawirowania z grudnia 1999, to cóż... Być może dziś rozmawiałby pan ze mną jako kimś z najbogatszych Polaków.
- Jak na co dzień żyje świadek koronny?
- Ludzie podnoszą to, że mam non stop ochronę. To przesada. Policja wie, że jestem już 14 lat w programie i nie chcę robić niczego dziwnego. Nie żyję też za pieniądze podatników. Widzi pan, jakim samochodem jeżdżę?
- Niezłym.
- I przecież to nie jest z pieniędzy na świadka koronnego! Przecież to grosze, zaledwie połowa średniej krajowej. Utrzymuję się z biznesu, mam do tego głowę, wychodzi mi w różnych branżach. Skoro potrafiłem, będąc na szczytach mafii, zarządzać tą tępą hołotą, to radzę też sobie w życiu. Teraz już legalnie. Jaki ja interes zrobiłem na świadku koronnym?
- Bezpieczeństwo w zamian za zeznania przeciwko mafii.
- Właśnie. Moje zeznania pozwoliły rozbić mafię i podobno od 2000 r. zaoszczędzić dla państwa 1.5 miliarda zł rocznie. Zostając świadkiem koronnym, straciłem niemal wszystkie pieniądze. Została mi kropla w morzu. Ale udało mi się stanąć na nogi.
- Byli koledzy wyznaczyli za pańską głowę nagrodę. Dwa miliony dolarów.
- Nie zapłacą. Gdyby to jeszcze było przed moimi zeznaniami, zanim, zepsułem im działalność przestępczą... Ale teraz? Wszystko, co potrzebne do śledztw zeznałem. Więc po co?
- Żeby dać przykład innym, by nie poszli w pańskie ślady.
- Bez przesady (śmiech). To nie jest film o włoskiej mafii, ale polska rzeczywistość.