"Super Express": - Wyrok sądu się uprawomocnił. Czy ma pan jeszcze coś do zrobienia w sprawie zarzutu, z którego został pan oczyszczony?
Marek Król: - Mam proces z Urbanem. To on jako pierwszy - w drugiej połowie lat 90. - oskarżył mnie o współpracę z komunistyczną bezpieką. W jednym z wywiadów w telewizji wyznał kierujące nim motywy: była to zemsta za ujawnienie przez tygodnik "Wprost", którym wtedy kierowałem, współpracy ówczesnego premiera Józefa Oleksego z rosyjskimi tajnymi służbami. Wymyśliliśmy okładkę z wężami i z tytułem "Zdrada". No i opisaliśmy dokładnie sprawę Oleksego.
>>> Marek Król: Normalna schizofrenia
- Nie tylko "Wprost" wtedy o tym pisał...
- Ale to wywołało rekcję Urbana przeciwko mnie. Konstrukcja była następująca: powołując się na zeznania jakiegoś esbeka, stwierdził, że byłem tajnym współpracownikiem i że jestem szantażowany przez UOP, który wykorzystuje mnie do rozgrywek przeciwko Oleksemu.
- Jakiego orzeczenia się pan spodziewa w procesie z redaktorem naczelnym "Nie"?
- Orzeka sędzia Agnieszka Matlak, która jest znana z prolewicowych wyroków. Np. w uzasadnieniu do pierwszego wyroku stwierdziła, że nie mam prawa dochodzenia swoich dóbr osobistych, ponieważ tygodnik "Wprost" wielokrotnie atakował polityków SLD. Teraz mam proces w apelacji i myślę, że to, co przyniosło ze sobą uprawomocnienie się ostatniego wyroku, będzie istotną przesłanką do tego, aby uznać, że tygodnik "Nie" nie dopełnił wymaganej staranności, ponieważ oparł się na jednym informatorze i nie próbował się skontaktować ze mną. Tymczasem z toku i z wyniku mojego procesu autolustracyjnego jasno wynikało, że ten informator kłamał. Coś mówił, potem temu zaprzeczał. Wydaje mi się, że sąd nie chciał mu zarzucić kłamstwa - orzekając jedynie, że jego zeznania są niespójne i wzajemnie sprzeczne - bo z tego by wyniknął następny proces... Zresztą zastanawiam się, czy go nie wytoczyć.
Marek Król
Publicysta "Super Expressu"