Marek Król: Skazani na DPPiCh

2014-01-27 15:54

Postęp wymaga ofiar, by sprawcy zbrodni nie przeżywali stresów w celi śmierci. Przodująca w światowym postępie prawno-obyczajowym Europa już dawno zniosła karę śmierci. Seryjny morderca Anders Breivik odsiaduje w Norwegii 21 lat, nieustannie narzekając na dyskomfort więzienny. Wyrok jest okrutny, bo za każdego z 77 zamordowanych odsiedzieć musi prawie cztery miesiące! Trynkiewicz uniknął kary śmierci w wyniku amnestii zamienionej na 25 lat. Jemu wypadło po niemal sześć lat za każdego z zamordowanych czterech chłopców.

Mordowanie bardziej kalkuluje się w Norwegii niż w Polsce. Niestety, ciągle u nas obowiązuje kara okrutniejsza niż zniesiona kara śmierci. Stosowano ją od początku PRL, gdyż miała ogromny wpływ na umacnianie totalitarnego reżimu. Otóż najwyższym wymiarem kary w PRL było dożywotnie pozbawienie pleców i chodów (DPPiCh). Skazywało to obywatela PRL na niebyt społeczny lub bytowanie na poziomie śmiecia. Obywatel skazany na DPPiCh mógł się odwoływać do fasadowych instytucji, lecz wyrok był nieodwoływalny. Symbolem takiego wykluczenia był Stanisław Helski, rolnik zniszczony przez reżim Jaruzelskiego. Za przeciwstawianie się rygorom stanu wojennego zrujnowano jego gospodarstwo i rodzinę. I nawet legendarna rzecznik praw obywatelskich PRL prof. Ewa Łętowska nie dostrzegła tego bezprawia. W akcie desperacji, już w III RP, Helski sam wymierzył sprawiedliwość, uderzając Jaruzelskiego kamieniem w głowę.

Cóż, system rzekomo się zmienił po 1989 r., a DPPiCh dalej obowiązuje w wymiarze niesprawiedliwości. Kto nie ma znajomych lub układów w instytucjach państwowych, dalej dostaje w tyłek, jak za PRL. Czy słyszał ktoś, by jakiś polityk, celebryta lub autorytet oralny miał problemy ze służbą zdrowia czy z wymiarem sprawiedliwości? Ot, choćby marszałek Mirosław Karapyta z PSL, oskarżony o korupcję i molestowanie pracownicy, nawet godziny nie spędził w areszcie. A skazani na DPPiCh, na przykład Staruch, Antykomor i liczni kibice, trafiają do aresztu pod byle pretekstem.

Ostatnio zamknięto umieszczonego na listach proskrypcyjnych antify jako faszysta Krzysztofa Kokowicza. Jakiś donos wystarczył

i w ubiegły czwartek policja wyprowadziła go z muzeum w Majdanku, gdzie pracował od 20 lat. Zarzucono mu, że drukował antysemickie plakaty w tymże Majdanku. Od razu dostał trzy miesiące aresztu, a więc niemal tyle, ile Breivik za jednego zamordowanego. To, że Kokowicz jest niepełnosprawny, gdyż ma implant słuchowy, i nie słyszy zarzutów, prokuratury nie obchodziło. Cóż tam głuchy, niewidomy, skoro zarzuty są słuszne, co potwierdziła "Gazeta Wyborcza". W kryptototalitarnym systemie postępaków skazany na DPPiCh nie ma żadnych ludzkich praw. Tak jak w PRL.