Obawiam się, że połowie Polaków krąży taka myśl po głowie. Młodzi wyjechali w poszukiwaniu pracy na Zachód, więc starszyźnie pozostała deklaracja Palestyńczyka i dzięki temu rząd może spokojnie uprawiać miłość. Proszę się nie dziwić, ale to Donald Tusk na konwencji powyborczej w 2007 r. oświadczył, że dla niego najważniejsza w życiu jest miłość. Kiedy polityk mówi o uczuciach, to mam ochotę wyciągnąć pistolet, którego na szczęście nie mam. Tusk- Paulo Coelho polskiej polityki - nie sprecyzował, o jaką miłość mu chodzi. Siedem lat rządów ukochanego przywódcy partii i rządu wskazuje, że miał na myśli płatną miłość. Już za wygraną kampanię wyborczą w 2007 r. zapłaciliśmy rekordową sumę, bo prawie 30 mln złotych. W jednym tylko przypadku przyjemność z tej miłości jest obustronna, kiedy rząd płaci za miłość do niego swoim mediom.
Wtedy to, za pieniądze podatników oraz spółek Skarbu Państwa, media robią to, co myśmy zrobili Amerykanom według zagranicznego ministra Sikorskiego. Robią łaskę Tuskowi i ministrom. W PRL media były kontrolowane przez władzę i cenzurę. Teraz mamy wolność słowa finansowaną w prasie i telewizji przez rządzącą koalicję. Na jedno to wychodzi, tyle że reżim PRL zastąpiliśmy płatną miłością. Demokracja wygrała, czytam w komentarzu w "Gazecie Wyborczej", bowiem Sejm odrzucił kolejne wotum nieufności. Entuzjazm komentatora "Gazety" jest tak samo bezinteresowny jak głosowanie większości sejmowej. Media i dietetyczni posłowie walczą po prostu o utrzymanie miejsc pracy. Rządząca sitwa potrzebuje coraz więcej miłości pismaków i posłów. Dziś większość przegłosuje wszystko, czego zażyczy sobie partia. I tę płatną miłość ubierze w szaty obrońców stabilności państwa.
Użyteczni dziennikarze nazwą to zwycięstwem demokracji, która ostatnio ma u nas raczej analny fundament. Spółki Skarbu Państwa opłacą reklamę w prestiżowym "The Economist". I tak opłacona miłość zaowocowała artykułem, którego autorzy wykazali, że od czasów Jagiellonów Polska tak nie rozkwitała jak w czasie POmunizmu Tuska i Komorowskiego. Łaska zrobiona PO przez "The Economist" to płatna miłość wg światowych standardów. Po kompromitacji z ujawnionymi nagraniami wszystko podporządkowane jest wsparciu więdnących członków władzy zagrożonych upadkiem. Obowiązuje hasło establishmentów: lepsza erekcja niż insurekcja PiS.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail