Marek Król: Odważni niewolnicy

2012-01-23 20:57

Nigdy byśmy nie doszli do władzy, gdyby wyborcy nie byli tacy głupi - mawiał Hitler. Trudno nie przyznać racji temu nacjonalistycznemu germanofobowi. Mów jak do głupców, elektorat to uwielbia i wybaczy wszystko. W Polsce rządzący i ich elektorat twórczo rozwinęli myśl Hitlera. Zawarto niepisaną umowę społeczną: skoro rząd uważa wyborców za głupców, to jego elektorat walczy z próbującymi wyprowadzać z błędu.

Sajuz mediów i rządzących osiągnął najwyższy poziom przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Nawet orzeczenie krakowskiego instytutu, że gen. Błasika nie było w kokpicie, nie zmąciło atmosfery. Okazuje się, że nie ma znaczenia, czy rzekomo pijany generał naciskał na pilotów, czy nie. Zgodnie z zaleceniami Anodiny za katastrofę odpowiadają Polacy. To co podważa sowiecki raport MAK i intuicyjny raport Millera, nie ma znaczenia. Wyjaśnił to rzecznik P. Graś słowami: "To już nie przywróci życia tym, którzy w tej katastrofie zginęli".

To niezwykłe odkrycie Grasia można by wypróbować na rzeczniku. Wystarczyłoby przejechać go na pasach kamazem, by znalazł się w Krainie Wiecznych Łowów. Po zapakowaniu ciała w foliowy worek powinno się uwolnić sprawcę potrącenia. W końcu śledztwo życia mu nie przywróci.

Organa ścigania bez ciężaru śledztwo zabójstwa mogłyby więcej czasu poświęcić na przeglądanie billingów antyrządowych dziennikarzy. Także rządowe środki masowej dezinformacji mogłyby spokojnie dezawuować politycznie szkodliwe odkrycie krakowskiego instytutu. Nieobecność gen. Błasika nie ma znaczenia, bo, jak przypomniał gazetoid wyborczy, prezydent Kaczyński permanentnie naciskał na pilotów, np. w Gruzji. Otóż w czasie pokojowej inwazji Putina na Gruzję lotnisko w Tbilisi było pod ostrzałem Rosjan.

Lech Kaczyński wraz z prezydentem Ukrainy oraz przywódcami Litwy, Łotwy i Estonii leciał do Gruzji, by wesprzeć prezydenta Saakaszwilego i jego rodaków. W Tbilisi nie było mgły, a godzinę przed planowanym lądowaniem w stolicy Gruzji spokojnie wylądował airbus z Sarkozym. Międzynarodową delegację L. Kaczyńskiego zmuszono do lądowania w Azerbejdżanie. Kaczyński i jego goście musieli dojechać samochodami z Azerbejdżanu do Tbilisi na słynny wiec poparcia. Putinowi udało się zdyskredytować nieco inicjatywę Kaczyńskiego. Pilot tupolewa nie wykonał polecenia zwierzchnika sił zbrojnych, bo MON Klicha kazał mu lądować w Azerbejdżanie. Za tę niesubordynację pilot został odznaczony państwowym odznaczeniem. Pytanie tylko, jakiego to państwa było odznaczenie? Co o tym państwie mogli sobie pomyśleć towarzyszący L. Kaczyńskiemu przywódcy posowieckich krajów? Putin raz jeszcze przypomniał, kto rządzi w posowieckich państewkach.

Trzeba mieć odwagę niewolnika, by zaakceptować dotychczasowe wyjaśnienie przyczyn smoleńskiej katastrofy. A odważnych, bezkompromisowych niewolników mamy dostatek.