Dobra jest taka, że ok. 90 proc. populacji cierpi na tę dolegliwość. A więc nie jesteście sami. Zła wiadomość jest taka, że nerwica natręctw utrudnia życie, wywołując nieustanny stres. Najgorsze jest to, że jest ona bardzo dolegliwa dla otoczenia. Widać to było w czasie ostatniej debaty na temat Polski w Parlamencie Europejskim. Występowali tam osobnicy dotknięci nerwicą natręctw, którą wywołuje Polska. Taki Guy Verhofstadt, były premier Belgii, kiedy usłyszy "Polska", "Marsz Niepodległości", to od razu widzi 60 tys. faszystów w Warszawie. Na hasło "Polska" Franka Timmermansa, wiceszefa Komisji Europejskiej, łamie w praworządności, a na skutek halucynacji widzi zagrożenie demokracji i trójpodziału władzy. Nie tylko politycy belgijscy, holenderscy czy niemieccy cierpią na nerwicę natręctw, którą wywołuje w nich Polska. Michał Boni czy Barbara Kudrycka prezentują w europarlamencie taki obraz Polski, że prezydent Turcji Erdogan, który wsadził do więzienia kilka tysięcy swoich przeciwników, może poczuć się poniżony. Oczywiście nikt z parlamentarzystów PO nie jest w stanie przebić Róży Thun, która podobno nawet dowód osobisty nosi w pokrowcu, by nie drażnić europejskich liberałów symbolami państwa polskiego. Niestety ta nerwica natręctw weszła w fazę natrętnej lekkości odbytu, czyli wypróżniania się na Polskę i Polaków. Jak zatem powstrzymać eurokratów grożących nam sankcjami i odebraniem dotacji? Odpowiedź jest prosta - niech nakładają sankcje i odbierają dotacje. Z każdego euro unijnych subwencji 80 eurocentów wraca do Niemiec i wspiera tamtejszą gospodarkę. A więc do Polski trafia tylko 20 eurocentów, co zrekompensujemy sobie, nie płacąc składek unijnych. Stracą na tym Niemcy i biurokratyczne pasożyty w Polsce zajmujące się rozdziałem środków unijnych. Taka asertywna postawa Polski wyleczy euroidiotów z natrętnej lekkości odbytu. Skończy się wypróżnianie na Polskę, by odbyt nie zagroził bytowi komuny europejskiej.
ZOBACZ TAKŻE: Marek Król: Czapki z głów?