- Co w tych wyborach samorządowych będzie dla PiS najważniejsze?
- Raczej nie starcie w największych miastach. Zwycięstwo w nich byłoby miłą niespodzianką, ale dość późno się za to zabrano. Choć może być tak, że Małgorzata Wassermann wygra w Krakowie. Być może, choć w to wierzę mniej, Patryk Jaki w Warszawie.
- Warszawa to specyficzny elektorat…
- Wiem. Nie mogę jednak zrozumieć, jak po aferze reprywatyzacyjnej ktoś przytomny może głosować w stolicy na Platformę! Zrozumiałbym, gdyby 40 proc. zagłosowało na Jana Śpiewaka i gdyby on wygrał. Ale na partię Gronkiewicz-Waltz?! Choć do tej pory PO podchodziła do wyborów samorządowych w dużych miastach dość rozsądnie.
- W jakim sensie?
- W PiS duży wpływ na nominacje miały układy w partii. W Platformie pierwsze pytanie brzmiało: czy ten ktoś wygra? PO wygrała tak kiedyś w Wałbrzychu, choć teoretycznie nie miała prawa! W tej chwili PiS nieco to zmienia, ale nie sądzę by liczyło na duże miasta.
- Czyli jednak mniejsze miasta i wsie?
- Sejmiki wojewódzkie. Przejęcie ich będzie oznaczać jakościową zmianę w całej Polsce. Będzie zarazem potwornym ciosem w opozycję, która ma tam główną bazę.
- Celem nie będzie dobicie PSL?
- Nie. Ambicje PiS są większe. Co do PSL, to ma struktury i jest silnie okopane rodzinnie. Ma konkretne gminy i regiony, gdzie jakakolwiek zmiana nie wchodzi w grę. Nie sądzę, żeby PSL wyrugowano. Może się zdarzyć, że będzie miało problemy w wyborach parlamentarnych, ale nie w samorządach.
- Po poprzednich wyborach PO i PSL rządziły w pewnym momencie we wszystkich 16 sejmikach. Nie jest tak, że ile by się ich nie odbiło, to będzie i tak sukces PiS?
- Przypuszczam, że PiS wygra w większości. Hurraoptymista, który gdzieś we mnie siedzi, podpowiada mi, że wchodząc umiejętnie w koalicje, nawet i z SLD, PiS może współrządzić we wszystkich. Jest jednak element, którego rolę trudno przewidzieć.
- Który?
- Kukiz. Na wsi raczej nie odegrają roli, ale w różnych miastach po kilka procent? Wystawiają popularne postaci, które mogą pociągnąć listę. I może się okazać, że bez nich nie da się w jakimś samorządzie mieć większości.
- Kukiz to największe zagrożenie dla PiS w tych wyborach?
- Wręcz przeciwnie, wsparcie! Gdyby nie Kukiz, to w wielu miejscach zapewne koalicje PO, PSL i SLD byłyby w stanie zablokować jakiekolwiek zmiany. Kukiz to może być czarny koń tych wyborów.
- Co będzie największym zagrożeniem dla PiS?
- Sromotna porażka, np. w pierwszej turze, w wielkich miastach. Psychologicznie byłoby to trudne. Wielu wyborców głosuje na jakąś partię zadając sobie pytanie, czy ktoś ma szansę. Nowoczesna ulega dziś anihilacji w dużej mierze dlatego, że uznają, że już nie warto. I wbrew pozorom ważniejsze, także w kontekście naszej krajowej polityki będą eurowybory.
- Dlaczego?
- Jeżeli po eurowyborach wyłoni się w Europie wielki obóz eurosceptyczny, to nasza totalna opozycja traci w ogóle jakąkolwiek rację bytu. W perspektywie kolejnych wyborów może zniknąć ze sceny.
- Taka mocna, eurosceptyczna grupa nie wzmocniłaby PO?
- Nie. Wzmocniłaby kogoś na lewo od nich. Wyrazistą lewicę. Do tego pozostałby PiS i jakieś skrajne ugrupowanie eurosceptyczne na prawo od PiS. Jest prawdopodobne, że we Włoszech, Niemczech i Francji takie ugrupowania zdobędą olbrzymią popularność. W Polsce strzeże nas przed tym ostrożność Kaczyńskiego. Wyhamowanie pewnych rzeczy dowodzi, że podobnych błędów jak nowelizacja ustawy o IPN lub zaostrzanie aborcji PiS już nie popełni.
Rozmawiał Mirosław Skowron