Aleksander K. wykorzystał swoje polityczne pięć minut i przez dziesięć lat był lokatorem Pałacu przy warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Głównie dlatego, że dla większości środowisk był jak brat łata. I wszystkim wówczas się to podobało. Ale w jego czasach poprezydenckich ta cecha - szczególnie podczas próby łączenia lewicy - była raczej przeszkodą.
A poza tym Aleksander słabego zdrowia się zrobił, choroby łapał, w tym filipiński wirus. A ten premierostwu nie służy, więc nie mydlmy oczu narodowi. Pamiętajmy o wirusie!