"Super Express": - Jest czego pani gratulować? Podobno kilka osób odmówiło objęcia stanowiska rzecznika rządu i w końcu uratowała pani premiera, zgadzając się...
Małgorzata Kidawa-Błońska: - Nie słyszałam, żeby ktoś premierowi odmówił... To jakieś legendy. Co do gratulacji, to mam poczucie, że to będzie trudna praca, ale warto podjąć to wyzwanie.
- Paweł Graś był rzecznikiem, kiedy prowadziła w sondażach. Odszedł i zostawił pani kłopot...
- Nie odszedł, ale został sekretarzem partii. W obliczu kilku kampanii wyborczych, które są przed nami, jest to bardzo absorbujące, ważne i odpowiedzialne stanowisko.
- Jest pani prawnuczką prezydenta Wojciechowskiego, ale także premiera Grabskiego, który był endekiem. Pani nie poszła w tym kierunku...
- Cała nasza rodzina była przede wszystkim racjonalna i odpowiedzialna. Ten zdrowy rozsądek odziedziczyłam po przodkach (śmiech).
- Z takimi korzeniami byłaby pani cennym nabytkiem dla Ruchu Narodowego. Oni chyba szukają lidera.
- Mam zupełnie inne poglądy. Niech szukają gdzie indziej.
- Władysław Grabski przewraca się w grobie, gdy myśli o pani poglądach?
- Nie sądzę. Przed wojną także byli ludzie mądrzy, tolerancyjni i otwarci. Pradziadkowie byli ludźmi nowoczesnymi i na pewno te poglądy by akceptowali.
- Ktoś z lewicy określił panią jako "feministkę z ograniczoną odpowiedzialnością"...
- Nietrafnie. Jestem po prostu kobietą.
- Podkreśla pani jednak, że kobiety powinno się zachęcać do aktywności zawodowej.
- Kobiety powinny w życiu robić to, do czego mają przekonanie i co pozwala im się rozwijać.
- Będzie pani teraz blisko Donalda Tuska. Może przy okazji przekona pani do aktywności zawodowej żonę premiera, Małgorzatę Tusk? Chyba od ćwierć wieku nie pracuje, co jest powodem złośliwości za każdym razem, kiedy premier podnosi kwestię kobiet na rynku pracy...
- Każda kobieta wybiera swoją drogę życiową i ma do tego prawo. Szanuję kobiety, które zdecydowały się zostać w domu. Dopóki nie wychowałam mojego syna, także byłam w domu.
- Dzieci Tusków są raczej wyrośnięte.
- Powtarzam, każda kobieta ma prawo robić to, co chce i co daje jej satysfakcję oraz pewność, że rodzina jest szczęśliwa.
- Lubi pani zespół Kult?
- Lubię.
- W najnowszej piosence, odnosząc się do dwóch największych partii w Polsce, Kazik śpiewa: "nie należę do mafii, nie należę do sekty". Podkreślmy, że sekta to nie o Platformie.
Zobacz też: Drużynowa Tuska została rzecznikiem rządu! Kim jest Małgorzata Kidawa-Błońska?
- Kazik jest artystą i ma prawo do wyrażania swoich emocji. Traktuję to jako jego manifest artystyczny.
- To były wyborca PO.
- Jako obywatel może głosować tak, jak mu się podoba.
- Chyba nie podoba mu się już głosowanie na PO. Pani zdaniem przez sześć lat rządów Platforma nie zapracowała sobie na taki epitet?
- Pan chce robić analizę piosenki... Kazik podkreślił w niej, ale także w wielu wywiadach, że nie interesuje go polityka, że partie go zawodzą, wszystkie. Owszem, w części zgodzę się z Kazikiem, że są rzeczy, które mogliśmy zrobić lepiej.
- Nie czuje pani, że PO weszła w buty partii władzy tak idealnie, że w iluś kwestiach przypomina SLD z czasów afery Rywina? Choć na krytyce tego sposobu rządzenia wyrosła...
- To porównanie to duże nadużycie z pana strony. U nas obowiązują standardy i jeżeli kilka razy z rzędu wygraliśmy wybory, to oznacza, że Polacy mają do nas zaufanie.
- To zaufanie jednak spada. Może z powodu różnych afer? Rządy PiS miały swoje za uszami, ale afery były jednak innego typu...
- Proszę sobie przypomnieć, jak za rządów PiS wkraczano o szóstej nad ranem i zatrzymywano niewinnych ludzi. Po kilku miesiącach, latach ich wypuszczano i teraz państwo musi wypłacać im odszkodowania. Dzisiaj do więzień trafiają osoby, które łamią prawo. I to jest podstawowa różnica.
- Opiszę pewną sytuację. Kilka osób zakłada firmę. Firma działa tak sobie, ale jej szefowie mają znajomych w partii, która wygrywa wybory. I nagle firma zaczyna działać świetnie, ma rządowe zamówienia na setki tysięcy, miliony złotych z budżetu. Dlaczego mam wrażenie, że więcej osób skojarzy to z rządami PO niż PiS?
- Może nie do końca dobrze pamięta pan czasy rządów prezesa Kaczyńskiego. Jeżeli jakaś firma nie działa zgodnie z prawem, to są służby, które to wykryją. Nie tak dawno wszyscy widzieli, że służby zareagowały, nie oglądając się na to, z kim powiązane są zatrzymywane osoby. Jeżeli są dowody, to trzeba reagować. Państwo działa sprawnie.
- Platforma powstawała jako partia bardzo pryncypialna, przypominająca w retoryce PiS...
- Nie zgadzam się. Jeżeli pan twierdzi, że Platforma kiedykolwiek przypominała w retoryce PiS, to zdecydowanie się różnimy w ocenie sceny politycznej. Jest pan chyba jedyną osobą w Polsce twierdzącą, że PiS i PO są podobne do siebie. W mojej ocenie są to dwa przeciwne bieguny.
- To dziś. Ale w przeszłości? Oczywiście, że przypominała! Bywało, że chciała nawet przelicytować PiS. Obie partie wyrosły na krytyce III RP i kontestacji wszystkiego, co było w niej złe...
- Obie mają rodowód solidarnościowy. I na tym podobieństwa się kończą. Proszę zwrócić uwagę na podejście prezesa Kaczyńskiego do gospodarki, praw człowieka, miejsca Polski w Europie...
- A pamięta pani hasło "Nicea albo śmierć"?
- Pamiętam.
- Ogłosił je jeden z najważniejszych polityków PO.
- Nigdy nie zostało zrealizowane. A tego polityka nie ma już dawno w Platformie.
- To prawda, zmienialiście zdanie. Mówimy jednak o tym, że PO przypominała, albo licytowała się z PiS. Pamiętam propozycję ustaw lustracyjnych...
- Platforma jest bardzo szerokim ugrupowaniem i są u nas osoby, które mają inne zdanie - w odróżnieniu od PiS. W naszej wewnętrznej demokracji jest nasza siła.
- Wtedy taką osobą z innym zdaniem był lider Platformy Donald Tusk. Pamięta pani, jak licytował się z PiS w sprawie niemieckich odszkodowań za zniszczenia wojenne? W Sejmie wzywał rząd Marka Belki do podjęcia zdecydowanych działań wobec Niemiec... Dziś pewnie nie chce tego pamiętać.
- No cóż, tu się różnimy i różnić się będziemy. Nie przekona mnie pan, że mieliśmy tą samą retorykę co PiS. Jestem w Platformie od początku i pamiętam to zupełnie inaczej.
- Powiedziała pani kiedyś, że w polityce nie należy kłamać.
- To prawda.
- To musi być pani ciężko w polityce.
- Uważam, że kłamstwo i niedotrzymywanie słowa zawsze się mszczą. Żaden polityk, a tym bardziej rzecznik nie powinien kłamać.
- Kiedyś Donald Tusk twierdził, że podatek liniowy to panaceum na wiele problemów polskiej gospodarki. Kiedy doszedł do władzy okazało się, że nie ma zamiaru tego wprowadzać. To było kłamstwo czy...
- Zmiany trzeba wprowadzać we właściwym momencie, aby ich skuteczność była najwyższa. PO zaczęła rządzić tuż przed początkiem światowego kryzysu gospodarczego. To pomysł sprzed lat, choć częściowo zrealizowany. Dzisiaj mamy 19-proc. podatek liniowy dla firm.
- Weźmy zatem coś późniejszego. Początki rządów Donalda Tuska i jego wypowiedzi, że nie będzie ogłaszał żadnych reform, bo prezydent Lech Kaczyński i tak by mu je zawetował. Prezydent zginął, ale premier Tusk nie wyjął tych projektów z szuflad. Ogłosił za to, że Polacy nie potrzebują wielkich reform, tylko ciepłej wody w kranie.
- Wprowadzamy zmiany w poszczególnych dziedzinach, aby życie Polaków stawało się łatwiejsze. W poprzedniej kadencji m.in. zreformowaliśmy armię, szkolnictwo wyższe. W tej kadencji reforma emerytalna czy wieku szkolnego - to wszystko usprawnia nasz świat, ale nie zmienia systemu.
- Na koniec chciałem zapytać o zupełnie inną kwestię. Przez lata była pani producentką filmów. Jako fachowiec uważa pani, że powinien powstać film o tragedii w Smoleńsku?
- Powstało już kilka takich produkcji. Ale żeby powstał prawdziwy film, najpierw musi powstać dobry scenariusz.
- Załóżmy, że scenariusz jest świetny. I film opowiada o tym, że na prezydencki samolot Rosjanie dokonali zamachu.
- Jeszcze raz podkreślę - podstawą jest scenariusz. Nie lubię jednak kina politycznego. Niesie ze sobą za dużą odpowiedzialność. Sztuka powinna szukać w ludziach tego, co dobre, a nie dostarczać negatywnych emocji.
- "JFK" Olivera Stone'a dostarczał ich wiele. Nie podobał się pani?
- Nie wszystkie filmy Stone'a mi się podobały. Jak każdy reżyser robił lepsze i gorsze filmy.
- Pani mąż jest znanym reżyserem. Gdyby miała pani wymienić jego najlepszy i najgorszy film, to byłyby to...
- Najbardziej lubię "Skazanego na bluesa". Bardzo cenię "Męskie sprawy" za romantyzm i piękne opowiadanie o naszej historii oraz "Różyczkę", gdyż doprowadza mnie do silnych emocji.
- A najgorszy?
- Najmniej lubię taki kryminał "Wirus".
- Bingo. Też bym wskazał dokładnie ten.
- No widzi pan! A jednak w czymś się zgadzamy (śmiech)
Rozmawiał Mirosław Skowron