Antoni Dudek

i

Autor: Andrzej Lange/Super Express Antoni Dudek

Mafia pedofilska w wymiarze sprawiedliwości? Ekspert o niemocy państwa ws. pedofilii

2020-05-22 7:24

Nie da się, moim zdaniem, postawić tezy, że istnieje jakaś mafia pedofilska w wymiarze sprawiedliwości. Na to żadnych dowodów nie ma. Jest natomiast tak, że mamy do czynienia ze zblatowaniem lokalnej elity. Ludzie do takiej elity należący zaczynają się czuć bezkarnie, ponieważ mają kontakty z lokalną prokuraturą, sędziami, policją. Z czymś takim mamy do czynienia w bardzo wielu miejscach - prof. Antoni Dudek tłumaczy, skąd biorą się problemy organów ścigania w walce z pedofilią.

„Super Express”: - Dwa filmy o pedofilii - „Zabawa w chowanego” braci Sekielskich i „Nic się nie stało Sylwestra Latkowskiego – choć traktują o różnych jej aspektach i sprawy przedstawiają w różnych sposób, to można w nich znaleźć wspólny mianownik: niemoc państwa. Dopiero po filmie Latkowskiego Zbigniew Ziobro powołuje specjalny zespół do zbadania sprawy seksklubu z Sopotu, wykorzystującego małoletnie, chociaż sprawa jest znana od pięciu lat. Co jest nie tak? Problem jest systemowy czy personalny?
Prof. Antoni Dudek: – Nie da się, moim zdaniem, postawić tezy, że istnieje jakaś mafia pedofilska w wymiarze sprawiedliwości. Na to żadnych dowodów nie ma. Jest natomiast tak, że mamy do czynienia ze zblatowaniem lokalnej elity. Ludzie do takiej elity należący zaczynają się czuć bezkarnie, ponieważ mają kontakty z lokalną prokuraturą, sędziami, policją. Z czymś takim mamy do czynienia w bardzo wielu miejscach, gdzie wszyscy wszystkich znają, nawet w dużych miastach,
– Już Żeromski pisał o tym w „Siłaczce” opisując lokalne elity w Obrzydłówku, w którym lekarz, aptekarz oraz proboszcz tworzyli klikę.
– No właśnie, to jeden z wielu przykładów literackich, wskazujących na naturalny charakter wytwarzania się takich lokalnych klik. Oczywiście najbardziej to widać w niedużych społecznościach, ale okazuje się, że nawet największe miasta mają na tyle prowincjonalny charakter, że ta sieć wzajemności działa bez większych przeszkód. Chyba tylko w Warszawie jest tak, że jeszcze nie wszyscy wszystkich znają, ale to wynika ze specyfiki stolicy.
– Pana zdaniem, da się coś z tym zrobić czy naturalność tego blatowania się elit jest nie do wyrugowania?
– Na to rada jest chyba tylko jedna, choć bardzo kłopotliwa. Otóż musi zostać wprowadzony proces rotacji ludzi w takich służbach, jak: policja, prokuratura czy sądy. Nie może być bowiem tak, że ktoś zaczyna karierę w tych instytucjach w danej miejscowości przed trzydziestką i siedzi tam aż do emerytury. Jeśli tak się dzieje, to po kilkunastu latach, pnąc się po szczeblach kariery, zaczyna się blatować z innymi członkami lokalnej elity. Komisarz policji, prokurator czy sędzia zna się bardzo dobrze z miejscowymi politykami, biznesmenami czy duchownymi. Takie rozwiązanie stosuje zresztą Kościół.
– Ale tylko wobec niższych szczeblem duchownych.
– Owszem, biskupi diecezji raczej nie zmieniają, ale już proboszczowie jak najbardziej. Co kilka lat są przenoszeni do parafii w granicach diecezji właśnie po to, żeby od wikarego do emerytury być [??? nie być] w tym samym miejscu. Podobnie powinno być w wymiarze sprawiedliwości czy policji. To, oczywiście, kłopotliwe.
– Dla kogo?
– Dla osób, które w prokuraturze, sądzie czy policji pracują, bo to wiąże się ze zmianą miejsca zamieszkania. Ale po pierwsze, jeśli ktoś wybiera taki zawód, to powinien się z tym jednak liczyć. Po drugie, nie musi dotyczyć to wszystkich ludzi, ale przede wszystkim szefów. Jeśli ktoś jest szefem prokuratury okręgowej czy prezesem sądu rejonowego, to po kilku latach powinien zostać skierowany do innego miejsca. Oczywiście nie daje to stuprocentowej gwarancji, że do złych praktyk nie będzie dochodziło, ale wydaje się to jedyny skuteczny sposób, żeby przynajmniej częściowo to zblatowanie lokalnych elit rozbić i sprawić, że krewni i znajomi królika są pod jakąś specjalną ochroną. Wydaje się, że jest jeszcze jeden element, który musimy tu wziąć pod uwagę.
– Jaki?
– Lokalne media. Im one silniejsze, tym lokalne elity mogą mniej, bo wiedzą, że są cały czas kontrolowane.
– Sam pan wie, jak z siłą lokalnych mediów jest – w dużej mierze od tych lokalnych klik są finansowo uzależnione, więc nie będą ryzykować i iść z nimi na wojnę.
– Wiem, ale może dlatego warto pomyśleć o jakiejś formie wsparcia dla lokalnych mediów. Coś na kształt grantów znanych z uczelni, które przyznawane – powiedzmy – na pięć lat pozwolą przez ten czas lokalnym dziennikarzom na niezależność. Nie wszystko bowiem załatwią media ogólnopolskie, bo z perspektywy Warszawy, gdzie się głównie mieszczą, nie widać tak dużo jak z lokalnej perspektywy widzą to dziennikarze mniejszych mediów.
Rozmawiał Tomasz Walczak