Obchody 60. rocznicy wydarzeń, w których śmierć poniosło co najmniej 58 osób, zaś 600 zostało rannych, organizują władze Poznania we współpracy z "Solidarnością" i organizacjami kombatantów. Wojsko, które ma uczestniczyć w uroczystościach dyktuje warunki. Komendant garnizonu poznańskiego, major Wojciech Nawrocki miał powiedzieć miejskim urzędnikom, że żołnierze wezmą udział w uroczystościach, jeśli obok bohaterów Czerwca 1956 r. w apelu pamięci wspomniane zostaną też ofiary katastrofy smoleńskiej z 2010 r.
Potwierdził on to w rozmowie z "GW", tłumacząc: - Takie polecenie wydał minister obrony narodowej i obowiązuje w całym kraju. Treść apelu pamięci musimy uzgadniać z departamentem w MON. Bez ofiar katastrofy smoleńskiej nie zostanie zaakceptowany.
Profesor Waldemar Łazuga, historyk z poznańskiego UAM stwiedził: - Poznański Czerwiec 1956 r. i katastrofa smoleńska nie mają ze sobą nic wspólnego. To osobne historyczne byty, nie rozumiem ich łączenia. To polityka parahistoryczna. To może spowodować gwizdy, albo część uczestników zniesmaczona opuści uroczystości.
Ofiary katastrofy wspominano już w Poznaniu podczas rocznicy powstania wielkopolskiego. Wówczas wyglądało to jednak na incydent. Jak jednak komentuje anonimowo jeden z miejskich urzędników odpowiedzialnych za organizację obchodów: - Mieliśmy do wyboru: zrezygnować z asysty wojskowej lub przełknąć żądanie. Wybraliśmy to drugie z szacunku dla kombatantów Czerwca, dla których oprawa uroczystości, w tym asysta wojskowa, ma znaczenie