Teraz pobożni socjaliści mogą nam przyszykować regulację uciążliwą już niemal dla wszystkich. Oto bowiem Solidarność pochwaliła się, że zebrała ponad 300 tysięcy podpisów pod projektem ustawy zakazującej pracy w niedziele. Jarosław Kaczyński zapowiadał już wcześniej, że jego partia ustawę poprze, choć nawet w niej są ciche głosy sprzeciwu i wątpliwości.
Ale uwaga: w niedzielę mają nie pracować jedynie duże sklepy, centra i sieci handlowe. I tu mamy podstawową nielogiczność propozycji związkowców. Piotr Duda, szef związku, od dawna demagogicznie pokrzykuje o krzywdzie, jaką jest praca w niedziele. Z niewiadomych powodów swoje plany ogranicza jednak tylko do jednego sektora. A co z dziennikarzami, pilotami, maszynistami, pracownikami kawiarni, restauracji, lekarzami czy gazownikami? Oni wszyscy i wielu innych pracują w niedziele. Są gorsi niż pracownicy marketów?
Powie ktoś: zakupów w niedzielę robić nie trzeba, a lekarz czy gazownik pracować musi, bo ratuje od zagrożeń. Zgoda. Ale przecież do kawiarni czy restauracji chodzić nie trzeba. A czy tankować auto w niedzielę trzeba? Też nie. Można sobie zatankować w sobotę - równie dobrze jak w sobotę można zrobić zakupy - by użyć argumentacji zwolenników zakazu. Więc czemu akurat pracownicy handlu, a nie pozostali? Solidarność nie wyjaśnia. PiS także nie.
Pada też argument: bo niedzielę trzeba święcić. Zgadzam się. Ale uważam, że to decyzja indywidualna. Rząd nie jest od tego, żeby dorosłych ludzi wychowywać. Dzień święty? Tak! Niech zatem na mocy suwerennej decyzji polscy katolicy przestaną kupować w niedziele - wówczas otwieranie sklepów stanie się nieopłacalne.
Zwracam też uwagę, że jeśli zakaz przejdzie, to - idąc tropem rozumowania pana Dudy - zwolnieni z obowiązku pracy w niedzielę (a w wielu przypadkach z pracy w ogóle) handlowcy będą ciemiężyć niedzielnie pracowników kin, kawiarni, restauracji, teatrów czy lunaparków - wyłącznie dla własnej rozrywki. I to ma być sprawiedliwe?