Łukasz Warzecha SE.pl

i

Autor: Fotomontaż SE

Łukasz Warzecha: Idźcie już stąd!

2015-06-25 17:25

Naprawdę chciałbym ten kończący się rząd za coś pochwalić. Ale czego się dotknie, wychodzi odwrotność tego, w co król Midas przemieniał wszelką materię. Rozhisteryzowana lekarka z Szydłowca przenosi swoje przerażenie spadającymi sondażami na cały system.

Oto dowiedzieliśmy się, że kierowcy dostaną wspaniałe prezenty. Po pierwsze – straże miejskie stracą prawo do używania radarów mobilnych. Po drugie – jadącym nad morze autostradą A1 ponownie rząd sprezentuje „darmowe” przejazdy w weekendy (słowo „darmowe” jest nie bez powodu w cudzysłowie).
Dwie decyzje i obie całkowicie do chrzanu.

W pierwszej sprawie posunięcie słuszne, ale dlaczego akurat teraz? Przecież o tym, że gminom chodzi jedynie o zasilenie swojego budżetu, a nie o bezpieczeństwo, było wiadomo od lat. Alarmowała w tej sprawie NIK. I co – rząd olśniło niespodziewanie cztery miesiące przed wyborami? A co z fotoradarami stacjonarnymi, należącymi do gmin, które dzierżawią je od prywaciarzy, robiących na tym łatwe pieniądze? O tym zapomnieliście?

A co – będę nieustannie pytał – z gwałcącym konstytucję przepisem o zatrzymywaniu prawa jazdy na trzy miesiące, który przeszedł głosami całej PO? Co z ludźmi, których namierzono wadliwymi radarami Iskra 1 i zabrano im na tej podstawie prawa jazdy, a oni nie mogli się odwołać do sądu powszechnego? Co z ofiarami nagonki zorganizowanej przez policję – bez żadnej wcześniejszej akcji informacyjnej – w ciągu pierwszych kilkudziesięciu godzin po wejściu nowych przepisów w życie? Kto odpowie za ten skandal?

Decyzja druga to kiełbasa wyborcza za 50 milionów, bo tyle będzie kosztować weekendowe otwieranie szlabanów. Tej kasy nie wyłoży pani premier z własnej kieszeni, ale my wszyscy. Nawet jeśli nigdy nie jechaliśmy A1 i jechać nie będziemy.

Ale 50 milionów to i tak pikuś przy 1,1 miliarda złotych, które budżet musiał z Krajowego Funduszu Drogowego dopłacić dwóm spółkom, zarządzającym odcinkami A1 i A4 tylko w 2014 r. To tak zwana opłata za przejezdność, uiszczana dzięki umowom zawartym za czasów SLD oraz PO. Koncesjonariusze, owszem, wpłacają do budżetu to, co zarobią na autostradach, ale KFD jest zobowiązany uregulować różnicę między tą kwotą a ową określoną w umowach opłatą za przejezdność. I tak się składa, że regularnie wychodzi tego ponad miliard.

A gdzie jest, droga Pani Premier, ujednolicony elektroniczny system poboru opłat, który rząd zapowiadał po ubiegłorocznym kryzysie autostradowym? Ile kasy zostanie jeszcze bez sensu wpakowane w place poboru opłat? Nie mówiąc już o tym, że w stosunku do zarobków polskie autostrady należą do najdroższych na świecie.

Wszystko to prowadzi mnie do prostej konstatacji: idźcie już stąd. Niczego nam nie dawajcie, niczego nie uchwalajcie, nawet przepraszać nie musicie, tylko weźcie swoje tobołki i rozhisteryzowaną panią doktor i spadajcie na bambus!