Rząd odniósł w sprawie przyjmowania imigrantów druzgocące zwycięstwo. Wystrychnęliśmy na dudka byłych sojuszników Hitlera - jak o nich elegancko napisał na Facebooku senator PO Janusz Sepioł - czyli Słowaków, Węgrów i Rumunów (nie wiem, co z Czechami, ale to detal), żeby jak należy stanąć po stronie potomków Hitlera. Uratowaliśmy w ten sposób Europę, a może i świat. No i oczywiście obroniliśmy nasz własny interes.
Tak się tylko zastanawiam - a nikt jakoś nie może mi tego wyjaśnić, choć pytałem na Twitterze samego ministra Trzaskowskiego - na czym polega nasz oszałamiający zysk. Poza, rzecz jasna, faktem, że zamiast być ubogaconym przez dwa tysiące imigrantów, będziemy ostatecznie ubogaceni przez 10 tysięcy, a razem z rodzinami zapewne jakieś 50 tysięcy. Już samo to pokazuje skalę naszej wiktorii.
Rząd powiada, że wygraliśmy, bo UE zaakceptowała nasz postulat oddzielania imigrantów ekonomicznych od uchodźców. Czy mam rozumieć, że gdybyśmy nie skapitulowali i trwali w oporze, nie byłoby oddzielania jednych od drugich?
Wygraliśmy podobno także dlatego, że Unia zgodziła się pilnować swoich granic. To również był nasz niezłomny warunek. Czyli - poprawcie mnie, jeśli się mylę - gdybyśmy nie stanęli po stronie ciotki Angeli, to Unia by swoich granic nie pilnowała, tak?
No i wreszcie - co pieczętuje nasze wiekopomne zwycięstwo - uzyskaliśmy zapewnienie, że gdyby zaczęli się do nas zjeżdżać uchodźcy z Ukrainy, to nie będziemy musieli przyjmować kolejnych z Bliskiego Wschodu czy skąd tam oni jeszcze są. Czyli, jeśli dobrze rozumiem, gdyby nie nasz genialny manewr dyplomatyczny, musielibyśmy przyjmować i jednych, i drugich?
Czy nasza wiekopomna wygrana przyniosła nam jeszcze jakieś owoce - nie wiem. Ale już i tych jest dosyć, żeby stwierdzić, że trio w składzie: Ewunia, Terenia i Grzesiek przebija w umiejętnościach Talleyranda, Metternicha i Richelieu razem wziętych. No bo zobaczmy, ile udało się zrobić za jednym zamachem: dobrowolnie przyjąć dyktat w sprawie liczby imigrantów pięć razy większej niż początkowe założenia, zyskać zapewnienia, że Unia będzie robić to, co i tak by robiła, przekonać naszych partnerów z Europy Środkowej, że w żadnym wypadku nie można nam ufać, a innych - że cokolwiek się stanie, zawsze ostatecznie zrobimy tak, jak chce ciocia Angela.
Tereniu, Ewuniu, Grzesiu - janusze dyplomacji, chylę przed wami czoło!