Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: Czytanie - czynność ginąca

2017-08-25 4:00

Wniosek z zamieszania wokół listy lektur dla szkół ponadgimnazjalnych jest jeden: chcemy zadbać o dobre wykształcenie dziecka, musimy mu sami podsuwać wartościowe książki. I przyzwyczajać do czytania - nie na czytniku, ale papierowych, pachnących drukiem i szeleszczących kartkami.

Owszem, szkoda, że MEN proponuje wycięcie z kanonu lektur obowiązkowych Brunona Schulza, a "Ferdydurka" (sam Gombrowicz tak odmieniał tytuł swojej książki) ma być omawiana jedynie we fragmentach. Omawianie we fragmentach ma równie duży sens, co wysłuchanie dziesięciu sekund z "Wariacji goldbergowskich" Bacha i wyrobienie sobie na tej podstawie opinii o całości. Albo przeczytanie jednej strony z "Hamleta" i omówienie twórczości Szekspira. To wszystko wygląda coraz bardziej na problemy dla koneserów. Bo realny kłopot jest podstawowy. Pamiętam swoje czasy licealne. To był początek lat 90. Moja nauczycielka polskiego w XXVI Liceum Ogólnokształcącym w Łodzi (do upadku komuny imienia Małgorzaty Fornalskiej, kochanki Bieruta; za moich czasów - bezimiennym), profesor Magdalena Płauszewska, zostałaby dzisiaj zapewne uznana za stosującą mobbing wobec wrażliwych dzieciaczków, bo jej złośliwe komentarze potrafiły ukłuć. Wszyscy - nawet ci, którzy jej nie lubili - uważali ją jednak za świetną nauczycielkę. I im więcej lat mija, tym jestem tej opinii pewniejszy. Była świetna, bo wiele wymagała. Między innymi wymagała, żebyśmy czytali. Owszem, zdarzało się, że ktoś lektury nie przeczytał. Jeśli został wyrwany do odpowiedzi albo musiał coś o tej książce napisać, nic mu nie pomogło. Pani profesor bez pudła wychwytywała leserów. To jednak nie zdarzało się często, bo na ogół nikt nie musiał nas do czytania gonić. Panował dobry snobizm na wyprzedzanie listy lektur. Stachura, Schulz, Gombrowicz, Herbert, Norwid, Kafka, Mrożek i inni - czytało się bez zaganiania. Chwaliliśmy się tym, co przeczytaliśmy.

Gdy więc widzę, jak dziś główną lekturą młodych ludzi są emotikony na ekranach smartfonów, myślę sobie, że awantura o listę lektur to sprzeczka o kolor zasłon w płonącym domu. Będziemy się spierać o to, czy jest na niej Miłosz i czy powinien być Wencel, a tymczasem czytanie książek staje się czynnością coraz bardziej egzotyczną.

Nasi Partnerzy polecają