Błaszki, niewielka miejscowość w województwie łódzkim. Na jej obrzeżach rozległe pola, obsiane kapustą. Tu, w wielopokoleniowym domu wśród kwiatów, z rodzicami, żoną, siostrą i córeczką mieszka człowiek, który w ostatnim czasie stał się niekwestionowanym liderem protestu polskich rolników. Przez wielu nazywany jest nowym Andrzejem Lepperem. Sam Michał Kołodziejczak (30l.) odcina się od porównań z tragicznie zmarłym liderem Samoobrony. Nas oprowadził po swoim gospodarstwie i przedstawił swoją rodzinę. Opowiedział także o motywach swojego działania.
Kocham kwiaty, miłością darzę także kapustę
Tym, co uderza po wejściu do domu jest wielki kominek i… dwa zdjęcia przedstawiające kapustę. W domowych albumach królują zaś kwiaty. – Od zawsze interesowałem się kwiatami. Nie mam zwierząt. Swoją miłość przelałem na kwiaty. To moja ogromna pasja. Od kiedy zająłem się sprawami społecznymi mam trochę mniej czasu na tę pasję. Jednak nie wyobrażam sobie życia bez niej – mówi Michał Kołodziejczak. – Kwiaty ukazują to, co w naturze jest najpiękniejsze. Obrazują nam, że to co piękne jest również ulotne. Moje ulubione kwiaty to tulipany, czyli kwiaty sezonowe. Wiem, że to może zabrzmieć śmiesznie, ale wielkim uczuciem darze także kapustę. W domu rodzinnym jest mnóstwo jej zdjęć, ale także fotografii pięknych kwiatów, o których wspomniałem wcześniej, a które sadzę w okolicy domu. Wraz z bratem i ojcem mamy kilkadziesiąt hektarów kapusty, ziemniaków i zboża. Bardzo lubię z rana przejechać się i oglądać nasze warzywa – wręcz z czułością mówi o swojej pracy. A jak twierdzą najbliżsi, miłością do wsi zaraża innych, także mieszkańców miasta. I choć na wsi mieszka od pokoleń, to właśnie w wielkim mieście, konkretnie Warszawie poznał swoją żonę. – Miałem taki okres w życiu, że często bywałem w Warszawie. W tamtym czasie przeszedłem dwie operacje. Podczas jednej z wizyt poznałem swoją przyszłą żonę, Katarzynę (26 l.). Wiele osób dziwiło się, że dziewczyna z miasta, która całe swoje życie spędziła w stolicy będzie chciała przeprowadzić się na wieś i żyć tam wspólnie ze mną. Dziś życie na wsi różni się od tego w mieście właściwie jedną rzeczą: nie stoimy w korkach. Reszta elementów jest bardzo podobna. Po kilku miesiącach naszej znajomości wiedziałem, że to ta jedyna. Żona od razu po ślubie zamieszkała ze mną. Nie miała z tym problemu. Bardzo dobrze odnajduje się w środowisku wiejskim. Mimo, że to kobieta z miasta – mówi Michał Kołodziejczak.
Lider protestu
Aż trudno uwierzyć, że ten spokojny, kochający naturę człowiek stoi na czele największego rolniczego protestu od lat. – Od dłuższego czasu interesowałem się działalnością społeczną i tym jak duży wpływ na życie ludzkie ma polityka. Dlatego postanowiłem przestać stać z boku. Losy naszego kraju ważą się poza Polakami. Często w kuluarach, po cichu, a my nie mamy na to wpływu. Jasno chcę wskazać że nie realizuje projektu politycznego – tłumaczy. Jak przekonuje, nie interesuje go wsparcie dużych organizacji. – Dostaliśmy kilka propozycji finansowania naszej organizacji. Jednak chcemy zachować niezależność, a nie podlegać partiom politycznym lub ludziom, z którymi nam nie po drodze – twierdzi. I dodaje – Wiem, że niektórym nie mieści się to w głowie, ale ja naprawdę działam społecznie. Kiedy byłem radnym zauważyłem, że człowiek nie jest w stanie zrobić nic samemu. Dopiero grupa ludzi może podjąć działania, które są nadzieją na zmiany. Problemy połączyły nas, zrzeszyły. Przepisy wymuszone przez korporacje sprawiły, że jakiś czas temu zaczęto podcinać skrzydła polskiemu rolnictwu. Dziś jesteśmy poza marginesem, za który nas wyrzucono. Szukamy odpowiedniej pozycji, aby nasza praca na nowo miała sens. To główna przyczyna, dla której postanowiliśmy się skonsolidować. Nie tworzymy partii. W tym miejscu chcę uciąć wszelkie spekulacje na ten temat. Nasz cel pośredni to zmotywować polityków do pracy, którą rzekomo chcą wykonywać na rzecz społeczeństwa. Jeśli okaże się, że są tak zepsuci władzą jak wszyscy mówią, to może będzie należało ich wymienić. Polska z pewnością potrzebuje nowej elity społeczno-politycznej i najprawdopodobniej stworzą ja obecni 20-30 latkowie – tłumaczy. – Przez pewien okres byłem członkiem PiS. Jednak zauważyłem, że ta formacja nie jest zainteresowana rozwiązaniem problemu rolników, więc odszedłem. Nie oglądam się za siebie. Nie zwracam uwagi co robią inne partie, robię swoje. Dużo osób interesuje się finansowaniem fundacji. Bardzo bym chciał, aby pieniędzy na działalność było tyle ile niektórzy myślą, że mamy. W dużej mierze finansuję naszą działalność z moich pieniędzy i kolegów, którzy działają wspólnie ze mną. Nie mamy dużego zasobu. Jednak cieszymy się, że udało nam się, niewielkim sumptem sfinansować dotychczasowe działania AGROunii. Kalkulacja i skuteczność wydawanych pieniędzy jest priorytetem. Myślę, że politycy mogą brać z nas przykład w tej dziedzinie – dodaje.
Rodzice: Już jako dziecko był bardzo stanowczy
Rodzice Michała, Elżbieta (56 l.) i Józef (58 l.) nie skrywają dumy z syna. Z tego, że został na roli i tego, jak prowadzi gospodarstwo. Ale też wspierają jego walkę o sprawy polskich rolników. – Michał zawsze był perfekcyjny, jeśli za coś się brał. Nawet w okresie, gdy chodził do szkoły bardzo sumiennie odrabiał lekcje. Zawsze był przygotowany. Jak pani w szkole powiedziała, że ma coś zrobić to robił. Nawet jak był dzieckiem był bardzo stanowczy. Trzeba przyznać, że jest silną osobą z zasadami.
Mając kilka lat siadł na rower i od razu nauczył się jeździć. Nie bał się. Do dziś cechuje go duża odwaga – mówi Józef. – Obserwujemy, że niektórzy obrzydzają młodym ludziom pracę na roli. Część rodzin wypycha swoje pociechy do miasta twierdząc, że praca na wsi jest ciężka i lepiej wyjechać do dużej aglomeracji. My nigdy tak nie robiliśmy. Nigdy też nie naganialiśmy dzieci do pracy w gospodarstwie. Na wszystko przyszła pora – dodaje.
Mamy czwórkę dzieci. Dwie córki i dwóch synów. Wszyscy byli zainteresowani przejęciem gospodarstwa. Nie było kłótni kto przejmie schedę. Starszy syn ma swoje gospodarstwo, Michał także, ja z żoną też. Razem pracujemy wspólnie na sukces całej rodziny. Profity każdy ma swoje. Czynnie bierzemy udział w pracy naszego gospodarstwa. Firmujemy naszą kapustę naszym nazwiskiem. Nie ma tak, że siedzimy sobie i ktoś na nas pracuje – tłumaczy Józef Kołodziejczak. Z kolei jego syn podkreśla, że nigdy nie myślał o opuszczeniu rodzinnej miejscowości. Choć jak zaznacza, łatwo na rynku nie jest. – Kapustę wysiewamy w kwietniu, sadzimy w maju, zbieramy w październiku, aby przetrzymywać w chłodni około roku. Dopiero później następuje sprzedaż. Bardzo często czekamy jeszcze do 90 dni na zapłatę, bo tak wystawiane są faktury. Firmy, które prowadzą handel właśnie w ten sposób nam płacą. Państwo nie reguluje tego odpowiednimi przepisami, a więc jest nieskuteczne w tym obszarze. Korporacje i duże firmy mają o wiele większy wpływ niż my sami. Musimy albo się podporządkować albo robić coś innego. Tylko co stanie się wtedy, gdy nagle każdy zacznie robić coś innego, a żywność nie będzie już produkowana? – tłumaczy. Dlatego tak bardzo polskich rolników zabolały słowa ministra Jana Ardanowskiego, wypowiedziane także w wywiadzie dla „Super Expressu”, w których szef resortu rolnictwa zarzucił polskim rolnikom, że ci są prorosyjscy. – Minister nie ma pojęcia o handlu z Rosją w przeciwieństwie do rolników, którzy mają w tym zakresie spore doświadczenie, ponieważ wiele lat handlowali z Rosjanami. Do dziś dostajemy zapytania od Rosjan o różne produkty, którymi handlujemy. Przepisy z Unii Europejskiej tak bardzo nas zniewoliły, że obecnie musimy kupować zboże z Ukrainy. Jednak nie wiemy w czyim interesie, bo na pewno nie w naszym. Gdyby ministrowi tak bardzo zależało na polityce międzynarodowej to na pewno miałby swoje konkretne zdanie na temat handlu z różnymi krajami i nie zrzucał wszystkiego na Unię Europejską. Przecież UE to także Polska, czyli my. Bardzo ważne jest to, aby z każdym państwem żyć dobrze. Szczególnie z tymi, które są położone blisko nas. Warto mieć oczywiście na względzie rys historyczny, ale powinna być ekonomia. Sankcje nałożone na Rosję miały być instrumentem polityki UE. Skuteczność tego rozwiązania jest wątpliwa. Najbardziej traci na tym Polska. Rosja w znaczniej mierze obeszła ograniczenia poprzez spółki córki w rajach podatkowych oraz przychylność niektórych państw Bliskiego Wschodu. Polscy politycy są moim zdaniem nadgorliwi w podporządkowywaniu się polityce UE kiedy jednocześnie rządy w Paryżu czy Berlinie nieustannie kombinują jak te ograniczenia obejść i dać rozwijać się ich gospodarkom. Chyba nawet nie muszę wskazywać to na projekt Nordstream2 czy też sprawę francuskich okrętów morskich. Minister za bardzo zwraca uwagę na linię partyjną. Nie ma w tej chwili bardziej rusofobicznej formacji niż PiS. Sprzedawać warzyw owoców czy tez wyrobów naszego handlu do Rosji sprzedawać nie możemy. A jakoś tony węgla z Rosji do Polski nieustannie wjeżdżają. Polski podatnik dotuje polskie górnictwo. Gdzie tu symetria? To są absurdy i przykłady nieskuteczności obecnej generacji polityków. Jeżeli ktoś chce uprawiać politykę kosztem polskiego rolnictwa i polskiej gospodarki, musi ponieść konsekwencje – stwierdza. – Minister Ardanowski ocenia politykę tylko i wyłącznie z perspektywy Warszawy. Nie wyjeżdża na wieś i nie zna prawdziwych problemów polskich rolników. Wypowiada się na tematy, na które często nie ma pojęcia, a chce być znawcą. Przez to obniża rangę Ministerstwa Rolnictwa i polskiego rządu, który przecież reprezentuje – dodaje.
Samobójstwo Leppera mało prawdopodobne
Zdaniem rodziców Michała Kołodziejczaka nie można wprost porównywać ich syna z Andrzejem Lepperem. – Dużo osób porównuje Michała z ś.p. Andrzejem Lepperem. Można stwierdzić, że Michał wypełnił lukę po nim. Jednak Michał nie jest Lepperem. To dwie różne osoby.
Martwimy się o Michała. Jak każdy rodzic o swoje dziecko. Jednak wierzymy w niego i wspieramy go jak potrafimy – mówi Elżbieta Kołodziejczak. Sam Kołodziejczak z dystansem podchodzi do porównań z nieżyjącym liderem Samoobrony. – Porównanie do Andrzeja Leppera jest interpretowane w środowisku bardzo szeroko. Jednym się podoba a innym nie. Ja nie zwracam uwagi do kogo mnie porównują. Andrzej Lepper miał na pewno wiele pozytywnych cech, ale miał także negatywne. Jak każdy człowiek. Ci, którzy go znali mówią, że jedna cecha, która nas łączy to odwaga. Zdaje sobie sprawę, że wspólnie z ludźmi, którzy są wokół mnie skupieni możemy być w pewnym momencie niewygodni. Dlatego, że w pewnych obszarach funkcjonują grupy wpływów. Jednak wychodzę z założenia, że jeśli nie my to kto? Jeżeli każdy będzie się bał to tak naprawdę nic się nie zmieni. A nam zależy na zmianie na lepsze – twierdzi Michał Kołodziejczak. – Wiele osób z otoczenia Andrzeja Leppera odzywało się do mnie. Mój telefon jest publiczny, więc każdy może do mnie zadzwonić. Wielu współpracowników Andrzeja Leppera ma różne tezy co do jego śmierci. Jedni mówią o seryjnym samobójcy, inni temu zaprzeczają. Choć na pierwszy rzut oka mało prawdopodobny wydaje się scenariusz samobójstwa. Zwłaszcza, że ś.p. Andrzej Lepper był bardzo zaprawiony w politycznych bojach i miał grubą skórę – twierdzi. Rodzice ubolewają też nad jeszcze jednym. – W związku z działalnością syn ma mniej czasu na pracę. Kiedyś Michał szedł w nocy i opryskiwał 25 hektarów kapusty. Robił to sam. Dziś konkurencja mówi, że Michał chce wykreować jakiś ruch polityczny. Nie przejmujemy się takimi opiniami. Nie wolno się przejmować. Od zawsze było tak, że ten kto chciał zrobić coś dobrego miał rzeszę popleczników, ale także musiał się liczyć z tym, że znajdzie się wielu krytyków jego działalności. Dla nas istotne jest, że syn działa, jest konsekwentny i nie liczy na zyski. Cała grupa Michała działa, aby poprawić los polskich rolników. Nie wiemy co z tego wyniknie, ale trzeba próbować – mówi Józef Kołodziejczak.