Kaczyński mówił o naleśnikarni
Przesłuchanie prezesa PiS zaczęło się dość nerwowo. Politycy Zjednoczonej Prawicy, biorący udział w pracach komisji ds. Pegasusa dążyli do obstrukcji prac zespołu. Zabierali często głos i składali wiele wniosków. Jarosław Kaczyński pozostawał spokojny i niewiele mówił. W pewnym momencie pozwolił sobie na złośliwą wymianę zdań z posłem KO Witoldem Zembaczyńskim. Gdy Zembaczyński zwrócił się do Kaczyńskiego „proszę świadka”, poseł PiS obruszył się, gdyż, jak stwierdził „nie jesteśmy w sądzie”. Nagle dodał „jeżeli ktoś jest w stanie zrujnować nawet naleśnikarnię to naprawdę... - wypalił Kaczyński, po czym zaśmiał się i wzbudził rechot posłów PiS obecnych na sali.
Konsternacja na komisji ds. Pegasusa. Kaczyński nie chciał złożyć przyrzeczenia!
Świadek zaczął posiedzenie od herbaty
O co chodziło Kaczyńskiemu? Zembaczyński prowadził kiedyś naleśnikarnię, którą później sprzedał, gdy zdecydował się na karierę polityczną.
Znamy strategię Kaczyńskiego na zeznania przed komisją ds. Pegasusa. Urządzi polowanie!
Poseł Kaczyński był przez pierwszą godzinę posiedzenia komisji wyraźnie rozbawiony i zdystansowany do sytuacji. Zanim zabrał głos, zaparzył i wypił herbatę. Gdy doszło do odpowiedzi na pytania członków komisji, polityk PiS wyraźne spoważniał i skupił się na dialogu z przesłuchującymi go politykami.