Zdaniem Igora Zalewskiego, nie można pozwolić na zniszczenie TVN, ponieważ "polityka nie może prowadzić do eksterminacji przeciwników. W bitewnym szale trzeba ochłonąć i zatrzymać się odpowiednio wcześnie. W demokratycznej polityce nie może chodzić o to by – jak to ujął kiedyś klasyk Radosław Sikorski – „dożynać watahę”. Jakąkolwiek watahę". Ale Igor Zalewski ma też inny powód do obrony TVN. Bardziej osobisty. Jaki? Czytajcie najnowszy felieton Igora Zalewskiego dla "Super Expressu".
Dwa powody
Daleki jestem od idealizowania TVN. Nie jest to medium ani obiektywne, ani rzetelne, ani bezstronne. Ma swoje interesy, sympatie oraz antypatie. Ma swoją wizję świata, a innymi wizjami się brzydzi i nimi gardzi. Nie jest to żaden niedościgły ideał ani wzorzec z Sevres dziennikarstwa czy profesjonalizmu. Nie jest to Mekka niezależnego myślenia, przed którą miałbym ochotę padać na kolana, bić pokłony i składać hołdy.
Ale uważam, że niszczenie tej telewizji jest najzwyczajniej w świecie złe. Z dwóch powodów. Po pierwsze polityka nie może prowadzić do eksterminacji przeciwników. W bitewnym szale trzeba ochłonąć i zatrzymać się odpowiednio wcześnie. W demokratycznej polityce nie może chodzić o to by – jak to ujął kiedyś klasyk Radosław Sikorski – „dożynać watahę”. Jakąkolwiek watahę. Rozumiem, że politycy prawicy mieli kiedyś poczucie, że to ich starano się dorżnąć i za wszelką cenę wyeliminować z życia publicznego. Ale tym bardziej nie powinni działać podobnie, kiedy mają władzę i są potężni. Stanowimy spory, zróżnicowany naród, którego po prostu nie da się ukształtować według jakiejkolwiek sztancy: komunistycznej, lewackiej, konserwatywnej czy liberalnej. Rządząc, trzeba dbać także nie o naszych. Czy może inaczej: dla władzy wszyscy powinni być „nasi”.
Choćby nas to bardzo złościło, nie wszyscy będą myśleć tak jak my. Musimy jakoś się tu poukładać sami ze sobą, żyć samemu i dać żyć innym. Bo przecież nie zamkniemy inaczej myślących w rezerwatach, nie wprowadzimy żadnego apartheidu, będziemy się wciąż spotykać na wywiadówkach naszych dzieci. Którym – tak na marginesie – powinniśmy dawać dobry przykład, jak w cywilizowany sposób rozwiązywać spory.
I jest jeszcze druga sprawa, taka bardziej osobista. Moja mama namiętnie ogląda TVN 24. I teściowa też (skądinąd głównie osoby w tym wieku oglądają telewizję). I chociaż strasznie mnie drażni, jak powtarzają każdą mądrą i niemądra kwestię usłyszaną w ulubionej stacji, i chociaż widzę, jak są „lepione” i urabiane przez to medium, to trudno. Są dorosłe, to ich wybór. Może bez TVN24 nagle by zmądrzały i zaczęły myśleć po swojemu, a nie tefauenowemu. Ale może byłoby im smutno, bo straciłby towarzysza, dzięki któremu są szczęśliwsze. A ja nie chcę, żeby były smutne.