Wyprawa kijowska
Sensacją wciąż pozostaje kijowska wyprawa w-ce premiera do spraw bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego i towarzyszących mu premierów Polski, Czech i Słowenii.
Jak wiadomo Kaczyński ogłosił tam, że na Ukrainę należy wysłać zbrojną misję pokojową NATO, ewentualnie jakiegoś szerszego układu międzynarodowego.
W-ce min. spraw zagranicznych Szynkowski vel Sęk ogłosił, że to „punkt kulminacyjny działań polskiej dyplomacji na arenie europejskiej”, zapewniając, że wizyta była „skonsultowana z instytucjami europejskimi, z szefową Komisji Europejskiej, szefem Rady Europejskiej, z ONZ”.
Nie odstawał Joachim Brudziński, europoseł i ciągle ważny polityk PiS. Według niego Kaczyński wraz z towarzyszącym mu orszakiem pojechali do Kijowa „jako delegacja Rady Europejskiej, w imieniu całej wspólnoty europejskiej”.
Wydawać by się mogło, że w wyrazach uwielbienia dla geniuszu swojego prezesa działacze PiS nie dadzą się nikomu wyprzedzić. Tymczasem nieprawda! Głosy opozycji też brzmiały wyraźnie zaś głosy Nowej Lewicy wprost doniośle.
Marcin Kulasek, sekretarz generalny pisał:
- Oceniam tą inicjatywę pozytywnie, gdyż takie gesty są bardzo ważne dla naszych sąsiadów.
- To było bardzo odważne i bardzo mądre posunięcie – to poseł Andrzej Szejna, wiceprzewodniczący Nowej Lewicy.
- To odważny i ważny gest solidarności z Ukrainą - Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
- Są w ojczyźnie rachunki krzywd, ale to naprawdę nie czas, by się w nich pogrążać. Powodzenia w Kijowie i bezpiecznego powrotu — napisał znany z ideologicznej bezkompromisowości lider partii „Razem”, Adrian Zandberg.
- Mocny i odważny sygnał - Tomasz Trela z Nowej Lewicy.
I jeszcze jego kolega Maciej Gdula: „Odważna podróż (…) Na pewno ważny gest solidarności z Ukrainą” …
Także dzięki zacytowanym tu działaczom Nowej Lewicy Kaczyński wyrastał na pępek świata…
Rychło jednak okazało się, że szefowa KE wcale nie obdarzyła go prawem do jej reprezentowania, potem od jego poronionego pomysłu odcięła się Rada Europejska i kierownictwo NATO, zaś prezydent USA oświadczył wprost, że nie wyśle żołnierzy na Ukrainę, bo to oznaczałoby wojnę światową. Na koniec zaś nie wytrzymał sam Zełenski: - Nie w pełni rozumiem tę propozycję. Nie potrzebujemy zamrożonego konfliktu na terytorium naszego państwa. Wyjaśniłem to podczas spotkania z naszymi polskimi kolegami - oświadczył prezydent Ukrainy.
Naprawdę w polityce trudno o większą kompromitację niż ta, której zaznał Kaczyński w Kijowie, a jego liczni wazeliniarze tu, na miejscu. Rekord świata! A na pewno Guinnessa.