Leszek Żebrowski

i

Autor: ARCHIWUM

Leszek Żebrowski: Powstanie groźne nawet dziś

2013-08-02 4:00

O tym, jak przez 69 lat zohydza się Powstanie Warszawskie, mówi Leszek Żebrowski, autor książki "Paszkwil Wyborczej".

"Super Express": - 69 lat temu trwał drugi dzień bitwy o Polskę rozgrywającej się na ulicach stolicy naszego kraju. Jakby mało było klęski w wymiarze ludzkim i materialnym, komuniści, którzy instalowali się w Polsce, wydali wojnę ideałom patronującym Powstaniu Warszawskiemu i samej pamięci o nim. Kiedy ona się zaczęła i jak wyglądała?

Leszek Żebrowski: - Jeszcze jak powstanie trwało - a istniała już wtedy tzw. Polska Lubelska, istniał PKWN i ruszał cały propagandowy aparat komunistów - przywódcom Polskiego Państwa Podziemnego i uczestnikom Powstania przypisywano jak najgorsze intencje. Przede wszystkim, że zostało wywołane w porozumieniu z Niemcami przeciwko ZSRS i że jego przebieg był uzgodniony - że chodziło o spowodowanie jak największych strat wśród ludności cywilnej, bo ta była za komunizmem. Bardzo szybko podjęto też próby wyeliminowania Powstania ze świadomości. Szybko pojawiły się publikacje, w których heroiczny bój Warszawy został pominięty. Prześladowano ludzi, którzy poszukiwali szczątków swoich bliskich, szczątków uczestników walk na barykadach, ofiar zasypanych w piwnicach. Takie akcje organizował Powstaniec Jan Rodowicz ps. Anoda i między innymi za to został zamordowany przez UB. To było groźne dla komunistów, bo pokazywało, że po stronie Powstańców stał naród. A komuniści nie mieli się czym pochwalić. Twierdzili, wbrew faktom, że podstawowa masa sił powstańczych to Armia Ludowa.

>>> Bronisław Komorowski: Powstanie Warszawskie - wyraz solidarności

- Powstańców wsadzano do więzień, wielu przebywało w jednych celach z niemieckimi zbrodniarzami z tych samych paragrafów. Ale system ewoluował, partia się zmieniała. Między rokiem 1944 a 1989 było kilka epok.

- Po 1956 r. nastąpiło duże rozluźnienie. Na kilka miesięcy drastycznie zmniejsza się cenzura. Mimo braku formalnej amnestii zwolniono dużą część więźniów politycznych. Zaczęto dzielić członków Polskiego Państwa Podziemnego i Powstańców na reakcyjną górę, która była wszystkiemu winna, i na postępowe doły, które zostały otumanione - były przedstawiane jako ciemne masy sprowadzone na manowce. Wraz z upływem czasu Powstanie nie było już dla komunistów groźne bezpośrednio, stało się głęboką historią.

- Aż komunizm upadł...

- Trzeba przypominać, że jego wyznawcy i obrońcy w pewnym stopniu współrządzą do teraz.

- Po 1989 r. na gruncie publicystyki Powstanie nadal miało wrogów.

- Musimy oddzielić dwie sprawy: potrzebne spory o to, czy Powstanie miało sens, od silnego propagandowego uderzenia w etos niepodległościowy. Czyli w etos tej Polski, która stawiała opór komunizmowi. Okazało się, że po 1989 r. są siły w Polsce, są wpływowe media, które atakują Powstanie nie dlatego, że wybuchło w złym momencie albo że spowodowało wielkie straty, tylko w zupełnie inny sposób. To jest to, co zrobiła "Gazeta Wyborcza" w 50. rocznicę jego wybuchu.

- Czyli?

- Zaczęto się doszukiwać mordów na Żydach, aby oprzeć na tym tezę, że Powstanie miało podtekst antysemicki. Tych przekazów jest dużo, wszystkie są jednostronne - źli Polacy, dobrzy Żydzi. Schemat jest taki: Żydzi, którzy chcą się przyłączyć do Powstania, nie są przyjmowani do AK, więc z konieczności muszą iść do komunistów. Komuniści zaś są nielubiani i w związku z tym Żydzi są jeszcze bardziej nielubiani, a do tego łatwiej jest niszczyć Żydów niż komunistów. I gotowe. W ten sposób rozpętało się propagandowe piekło. Podkreślam, w 50. rocznicę Powstania. Wtedy żyły jeszcze tysiące Powstańców. Było to dla nich uderzenie pięścią między oczy. Z tego typu publikacji dowiadywali się: może po drodze jakąś pozytywną rolę spełnialiście, ale tak naprawdę to jesteście antysemitami i w tym Powstaniu daliście upust furii. W Polsce to była nowość, ale w nauce i publicystyce na Zachodzie to standard. Np. amerykański historyk Ruben Einstein napisał, że w Powstaniu ludzie z podziemia niepodległościowego zabili więcej Żydów niż Niemców. Z Powstańców zrobiono nazistów, którzy wykonywali brudną robotę za Niemców. Do tego doszło przeciwstawianie dwóch Powstań. To z 1944 r. było jakby wtórne na zasadzie, skoro Żydzi coś takiego zrobili, to i nam Polakom wypada zrobić, ale półtora roku później. Pierwsze było czyste i szlachetne, a drugie co najmniej dwuznaczne, jeśli nie ohydne. Wydobywa się ze wszystkich relacji tylko rzeczy negatywne, bez żadnej weryfikacji. Kryterium jest proste: to, co jest złe, jest prawdziwe.

- Jest pan autorem książki "Paszkwil Wyborczej". Ile było prawdy w głośnym artykule Michała Cichego opublikowanym w "GW"?

- Niewiele. Michał Cichy twórczo połączył fragmenty różnych dokumentów wytworzonych w różnym czasie. Kompilował je tak, aby pasowały pod tezę. Do tego źródła, które możemy uznać za historyczne, pomieszał z najgorszą stalinowską propagandą - z publikacjami Bernarda Marka, który przed wojną nie skończył nawet gimnazjum. A Michał Cichy zrobił z niego poważnego naukowca. Poza tym znalazłem w tym tekście wypowiedzi ludzi, którzy w trakcie swojego życia w różny sposób opisywali te same wydarzenia - co samo w sobie jest niewiarygodne - a Cichy wybrał te, które pasowały jemu. Inne przeinaczenia to nieścisłości topograficzne, błędne datowania i fałszywy kontekst poszczególnych wypowiedzi. Ta publikacja poszła w świat i stała się podstawą do rozważań o Polsce. Funkcjonowała jako nowy pokład nienawiści, z którego można czerpać, aby szkalować nasz kraj. No bo przecież, myślano, skoro Polska jest już niepodległa, skoro komunizm się skończył, skoro jest demokracja i jest największa gazeta, a z nią jest związane środowisko opozycyjne - więc to musi być prawda. To musi być prawda, bo Polacy tak sami o sobie piszą. "Gazeta Wyborcza" miała wyjście - mogła przeprosić i wytłumaczyć, że tekst powstał na podstawie sfałszowanych źródeł. Ale nie skorzystała z tego wyjścia. Odwrotnie, namawiała, żebyśmy się z tym pogodzili. Ale tu nie chodzi o pogodzenie się, tylko o to, że to jest nieprawda.

Leszek Żebrowski

Historyk