Ta pokazucha przyjęła się nad wyraz i żyje do dziś w różnych formach i wydaniach – politycznych, kościelnych i społecznych. W Polsce także. Ostatni przykład to podróż wyborcza pana prezydenta do Turku, a konkretnie do sklepu w Turku. Tam właśnie prezydent wygłosił śmiałą tezę ekonomiczną, że „wzrost cen jest, ale przejściowy”. Wskazał przyczyny: konflikt na Bliskim Wschodzie i koronawirus.
To tureckie gadanie miało miejsce przy stoisku mięsnym w miejscowym sklepie. Stoisko miało tę właściwość, że na żadnym z produktów, na które pan prezydent spojrzał, nie było cen. Hokus-pokus, żadnej! Taki sklep mięsny potiomkinowski. Po co oczy pana prezydenta drażnić niemiłym widokiem drożyzny? „Lecz choć u nas trwa od rana z sodomką gomorka, babci o tym się nie mówi, by była w humorku”…
Pan premier z kolei jest mistrzem świata w pieszczeniu uszu społeczeństwa obietnicami składanymi zwykle przy jakiejś spontanicznej okazji. Na przykład przy okazji wyborów. Mijają trzy lata, jak otoczony urzędnikami niczym Potiomkin dworzanami, w stoczni w Szczecinie przybijał stępkę pod prom pasażerski, pierwszy z serii, która tu powstanie, podnosząc z kolan przemysł stoczniowy… Goście wyjechali, zaś stępka, jak się okazało, była kawałkiem żelaza wziętym z nieodległej fabryki morskich elektrowni wiatrowych. Stoczniową „wioskę potiomkinowską” szlag trafił: nie było projektu, nie było pieniędzy, nie było fachowców, a przede wszystkim takie promy w Chinach, Tajlandii, czy w Korei robi się taśmowo, za pół ceny i bynajmniej nie na niby.
Pół roku temu w tymże Szczecinie minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej oraz grono polityków PiS odebrali kadłub lodołamacza. Lodołamacza potiomkinowskiego, oczywiście, bo kadłub był sklejony taśmą i pomalowany, żeby wykonanego „kosmiczną techniką” złącza nie było widać… 100 tys. mieszkań, 1 mln samochodów elektrycznych, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, naprawienie służby zdrowia… Gubernator Grigorij Potiomkin pęcznieje w grobie z dumy.