Leszek Miller wspomniał historię, o której do tej pory wiedzieli tylko najbliżsi. Pewnego dnia w 1995 roku polityk jadł śniadanie ze swoją żoną, Aleksandrą Miller. Poranek był spokojny, nic zapowiadało dramatu, jaki za chwilę miał się rozegrać. Małżeństwo rozmawiało ze sobą, gdy nagle zrobiła się niebezpiecznie. - O mało nie umarłem, bo zachłysnąłem się, rozmawiając z żoną przy śniadaniu. Rzodkiewka zablokowała mi przełyk i jednocześnie uciskała tchawicę. Myślałem, że już po mnie. Zacząłem się dusić, żona waliła mnie w plecy, ale to nic nie pomagało. Przyjechała karetka i na sygnale zabrano mnie do szpitala. Dostałem kroplówkę, zastrzyki rozluźniające. Liczyła się każda sekunda. Lekarz wziął jakiś długi przyrząd i przepchnął rzodkiewkę do żołądka. Potwornie się bałem, podobnie jak moja żona. Przez kilka dni miałem poraniony przełyk. Szybka reakcja lekarzy uratowała mi życie, w przeciwnym razie udusiłbym się. Dobrze, że żona była wtedy w domu. Od tamtego zdarzenia kroję rzodkiewkę na kawałki, bardzo dokładnie je gryzę i z nikim przy tym nie rozmawiam – opisuje były premier w książce „Leszek Miller. Twardy romantyk” (do kupienia w księgarniach, tutaj lub pod numerem telefonu 22 590 55 55). Trzeba przyznać, ze takie przeżycie to prawdziwy koszmar! Na szczęście w przypadku polityka wszystko dobrze się skończyło dzięki błyskawicznej reakcji żony.
Nie przegap: Dramatyczna walka o życie żony Millera. "Czułem lodowaty chłód śmierci"
Aleksandra Miller zdradziła przy okazji, że mąż nie znosi gotowania. - Czy to przez ten wypadek z rzodkiewką, który pozostawił w nim jakąś traumę, czy po prostu nie ma do tego smykałki, ale sam nie gotuje – i już – wyjawiła.
Więcej podobnych historii i anegdot z życia słynnego polityka można znaleźć w lekturze. Książka „Miller. Twardy romantyk” (KSIĄŻKĘ KUPISZ TUTAJ) wypełniona jest barwnymi, nieznanymi dotąd historiami z życia Leszka Millera. Nie brakuje w niej też wielkiej polityki.