Sztabowcy Trzaskowskiego uznali widocznie, że te strachy mogą przerazić niektóre Lachy. Pretendent wypowiedział więc pod adresem przeciwników zdania uspokajające. Np, że nie będzie prezydentem totalnej opozycji. Złożył też serwitut Lechowi Kaczyńskiemu, od którego, niczym od narodzin Chrystusa, liczy się PiS-owski czas niepodległości.
- Ja nie głosowałem na Lecha Kaczyńskiego, ale pamiętam, jaki byłem dumny, jak razem z innymi prezydentami w Tbilisi bronił gruzińskiej demokracji, powiedział.
Moim zdaniem niepotrzebnie. W polityce decydują interesy, więc każda bezstronność jest z założenia sztuczna. Decydującą rolę w powstrzymaniu Rosji odegrała Francja i jej prezydent Nicolas Sarkozy. Zebrana na chybcika grupa prezydentów państw Europy Wschodniej, zresztą bez prezydenta Czech, który oświadczył dobitnie, że „pod względem odpowiedzialności za wywołanie wojny rola gruzińskiego prezydenta, rządu i parlamentu jest bezdyskusyjna i ewidentnie fatalna” - została przez Rosjan kompletnie zignorowana. Prezydenci Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy przypominali kogucików, którzy zabierają się do dorosłej kury. Rosja rozmawiała wyłącznie z prezydentem Francji, bo Francja przewodniczyła wówczas Unii Europejskiej. Kaczyński chciał, żeby Sarkozy poparł jego inicjatywę, ale usłyszał, że nic z tego, gdyż winny całej rozróby jest Saakaszwili. W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku, kiedy świat patrzył na Olimpiadę w Pekinie gruzińska artyleria otworzyła ogień na stolicę Osetii Południowej Cchinwali zabijając mieszkańców i rujnując ich mienie. Podczas słynnego wiecu w Tbilisi, gdy prezydent Polski w otoczeniu swoich kolegów prezydentów „walczył” w obronie suwerenności Gruzji, Saakaszwili na zapleczu, w towarzystwie Sarkozego dogadywał szczegóły rozejmu z Rosjanami…
Naprawdę nie bardzo widzę przyczyny do naszej narodowej dumy, które dostrzega Rafał Trzaskowski. Dla porządku jeszcze dodam, że Gruzini ścigają teraz swojego byłego prezydenta listem gończym, bo chcą go oskarżyć o łamanie demokracji i przyzwolenie na tortury.
Chyba pan Trzaskowski nie myśli też, że gdy złożył daninę pamięci Lechowi Kaczyńskiemu, to liderzy PiS przestaną pisać o nim w mediach społecznościowych, że kłamie, jest politycznym hochsztaplerem i mitomanem. Albo że pan Brudziński nie posłuży się już Biblią, żeby w wyrafinowany, ale jednoznaczny sposób przyrównać go do Judasza, o którym św. Jan mówił po prostu „złodziej”. Umizgując się nie do swoich bogów Trzaskowski na pewno nie zyska przychylności wrogów, a może stracić sympatię ludzi, którzy byliby skłonni na niego głosować. W pogoni za „wyważonym” profilem warto wspomnieć Stanisława Jerzego Leca: „Można mieć profil, nie mając twarzy”. Po co to panu, Panie Prezydencie?