Prezydent Andrzej Duda pojechał do komunistów. I to nie jakichś udawanych, ale prawdziwych, zespolonych w Komunistycznej Partii Chin. Z tępionymi w Polsce symbolami komunizmu nasz prezydent ma do czynienia na każdym kroku, począwszy od postawionej do jego dyspozycji chińskiej limuzyny, o nazwie "Czerwony Sztandar", aż do spotkań z przedstawicielami władz, którzy komunistyczne legitymacje noszą w kieszeni. Wygląda na to, że Duda znosi te przykrości mężnie, a nawet mówi rzeczy, których unikali jego prawicowi koledzy.
Prezydent oświadczył np., że chińskie społeczeństwo jest wzorcem ludzi ambitnych, zdeterminowanych, przedsiębiorczych i z tego powodu obywatelom ChRL i ich państwu należą się szczere gratulacje. Duda wyraził też oczekiwanie, że w ramach wielkich chińskich projektów Polska stanie się podstawowym partnerem Państwa Środka w Europie. Miejscem, z którego chińskie wpływy będą promieniowały na resztę Unii Europejskiej. O zgrozo, zapędził się w swoim zachwycie tak daleko, że postawił Chiny za wzór do naśladowania! "Chiny obserwuję z wielkim podziwem i mam nadzieję, że tak szybki wzrost potęgi gospodarczej stanie się w krótkim czasie także udziałem Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, a w efekcie będzie promieniował także na resztę UE" - podkreślił.
Jakże kontrastuje to z niedawnym zachowaniem polskich polityków. I tak na przykład premier Tusk jako pierwszy szef europejskiego rządu oznajmił, że nie weźmie udziału w ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie. MSZ i część mediów ogłosiły, że w tej sprawie Polska może liczyć na zrozumienie ze strony unijnych przywódców - co się oczywiście nie stało. Część dziennikarzy i polityków apelowało, aby nie kupować coca-coli i butów Adidasa, dopóki nie wycofają się ze sponsorowania olimpiady w Chinach. Po tym wezwaniu kupiłem kilka butelek coca-coli, której nie lubię, i buty Adidasa, których nie potrzebowałem. Zrobiłem to w reakcji na kolejny przykład polskiego kabotynizmu. Sprzeciw wobec błazenady uważam bowiem za swój patriotyczny obowiązek.
Polski deficyt w handlu z Chinami z roku na rok się powiększa i wynosi już dobrze ponad 20 mld dolarów. Zmarginalizowane są chińskie inwestycje nad Wisłą. Łączna ich wartość to 90 milionów dolarów, co stanowi zaledwie 0,14 proc. wszystkich zagranicznych inwestycji. Mam nadzieję, że wizyta prezydenta Dudy zakończy się sukcesem. Że pozostanie on w relacjach polsko-chińskich pragmatykiem i nie przyłączy się do rozmaitych "przyspieszaczy" oczekujących od Chin rychłego przyjęcia modelu liberalnej demokracji i kapitalistycznej gospodarki rynkowej. Załamanie się chińskich reform byłoby groźne nie tylko dla tego kraju, ale oznaczałoby też potężne kłopoty dla całego świata.