Leszek Miller

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Diabeł w ornacie

2013-08-07 4:00

Pośród letnich sensacji uwagę zwraca kilka szczególnych. Na przykład sztuczne mięso. Niejaki Mark Post, holenderski genetyk, wyhodował 3 tysiące miniaturowych włókien wołowiny z komórek macierzystych krowy. Wynalazca (?), hodowca (?) - w każdym razie ów Marek wziął udział w degustacji własnego dzieła i podobno ma się dobrze.

Równie smakowita informacja napłynęła z USA, gdzie przebojem lata jest joga na desce surfingowej, tzw. yoga board. Rzeczywiście wygląda fantastycznie, zwłaszcza gdy nowe hobby uprawia piękniejsza połowa ludzkości.

Jednak w moim prywatnym rankingu palmę pierwszeństwa dzierży bezapelacyjnie mecenas Roman Giertych, kiedyś ważny polityk, człowiek, który trząsł rządami do czasu, aż jego nie strząsnęli. Dokładnie Jarosław Kaczyński, w którego rządzie Giertych walczył z Lepperem o pierwszeństwo noszenia teczki premiera. Obecnie Roman Giertych jest wziętym adwokatem, a ostatnio - i to jest ta sensacja - został pełnomocnikiem Europejskiego Stowarzyszenia Żydów w sprawie zakazu uboju rytualnego w Polsce. Ma doprowadzić do zaskarżenia tej ustawy w Trybunale Konstytucyjnym. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich ostro skrytykował Europejskie Stowarzyszenie Żydów za to, że zatrudniło byłego lidera prawicowej Ligi Polskich Rodzin, "któremu w przeszłości zarzucano antysemityzm". Również "The Times of Israel" przypomina, że Roman Giertych jest byłym przewodniczącym Ligi Polskich Rodzin, "skrajnie prawicowej partii". I mimo że on sam nie jest oskarżany o antysemityzm, to gdy pełnił funkcję ministra edukacji i wicepremiera, ówczesny ambasador Izraela w Polsce David Peleg nie chciał z nim pracować w sprawach Holocaustu. "Naszym problemem nie był Roman Giertych osobiście, ale jego partia, i jej antysemicka polityka", powiedział.

Giertych przyznaje, że jego rodzina ma w swej historii skojarzenia z antysemityzmem, ale jak zapewnił "Times of Izrael": "To nie jest historia o mnie. Nie ma antysemityzmu w moim życiu". To prawda - nikt nie może odpowiadać za grzechy swych ojców czy dziadków, niemniej jego przeszłe polityczne afiliacje mącą szczerość owych deklaracji. Giertych sam chyba to czuje, gdyż przyparty do muru ucieka się do dziwnych wygibasów logicznych, jak podczas uroczystości z okazji święta 11 listopada, kiedy to wraz z prezydentem Komorowskim składał wieniec pod pomnikiem Dmowskiego. Powiedział wówczas, że trzeba odrzucić to, co złe, a kultywować to, co dobre - Dmowski odegrał przecież wielką rolę w powrocie Polski na mapę Europy… Owszem, ale później ze swoją endecją czy Młodzieżą Wszechpolską, której był honorowym prezesem, wywarł też wielki wpływ na jej ksenofobiczne oblicze.

Przełom, jaki nastąpił w postawie Romana Giertycha, należy więc witać z zadowoleniem, choć jego powody nie są jasne. Z jednej bowiem strony jako katolik, w imię szlachetnej walki o takie same prawa dla wyznawców wszystkich religii, staje w obronie tradycji żydowskiej, z drugiej wyznaje "Gazecie Wyborczej", że na "antysemityzmie interesu politycznego się już nie zbije". Uwikłania historyczne i podobne zawijasy powodują, że w swym obecnym anty-antysemityzmie mecenas Giertych pobrzmiewa nieco fałszywie. Gdyby naszym współczesnym był pan Zagłoba, powiedziałby zapewne: diabeł w ornat się ubrał i ogonem na mszę dzwoni.