Leszek Miller (66 l.), szef SLD

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Apage

2013-06-05 4:00

Pan prezydent wziął udział w pielgrzymce mężczyzn i młodzieńców w Piekarach Śląskich; bawił się z zakonnicami pod "bramą-rybą" w Lednicy; u wrót Belwederu przywitał trumnę św. Andrzeja Boboli…

Skoro tak zachowuje się strażnik konstytucji, to nic dziwnego, że biskupi coraz śmielej okazują swoją chciwość. Kto pamięta, ten wie, ile rozdali słodkich uśmiechów, gdy na ich "prośbę" wprowadzano religię do sal szkolnych, gdy państwo brało na swój wikt katechetów i mnożących się jak grzyby po deszczu kapelanów. Dziś idą dalej - żądają religii na maturze, dopominają się zakazu handlu w niedzielę i z użyciem wszystkich dostępnych środków walczą z aborcją, o czym wymownie świadczy przykład Alicji Tysiąc.

Podczas ostatnich obchodów święta Bożego Ciała biskupi przystąpili do wielkiej ofensywy. Ostro wystąpili przeciwko metodzie in vitro. W tej kwestii są nadzwyczaj brutalni. Stygmatyzują dzieci urodzone dzięki tej metodzie, ich rodziców spychając tym samym do jakiejś podkategorii, opowiadają o ginących w azocie nienarodzonych, żądają, by państwo nie finansowało takich metod, wywierają presję na posłów i radnych, zobowiązują do głosowania przeciw ustawie o in vitro. Kardynał Dziwisz postawił sprawę jasno: "Kościół przypomina (…) o nadrzędności prawa Bożego nad prawem stanowionym przez prawodawcze instytucje"…

Owszem, są takie kraje, jak ten ze słów kardynała Dziwisza. W konstytucji Egiptu np. napisano, że "islam jest religią państwową, a wartości islamskiego szariatu są głównym źródłem legislacji". W ustawie zasadniczej Iranu przewidziano "wyłączną suwerenność Boga i uprawnienie do stanowienia prawa i konieczność poddania się jego przykazaniom", w konstytucji Afganistanu w wersji talibów stwierdzono, że "żadne z praw nie mogą zawierać klauzul sprzecznych z wartościami islamskimi", a w Arabii Saudyjskiej konstytucję zastępują Koran i Sunna, święte księgi islamu. Oto do czego zmierzają hierarchowie, głosząc, że Biblia jest ważniejsza niż konstytucja. Taka nadrzędność nazywa się teokracja, a dążenie do panowania nad każdą sferą życia obywatela nie ma nic wspólnego z demokracją. Czy takie państwo mieli na myśli Polacy, gdy - jak mówi pan prezydent

- 4 czerwca 1989 "wybierali wolność"?

Bronisław Komorowski, występując w roli pątnika, zaciera granicę rozdziału Kościoła od państwa. Nie jest to żaden "przyjazny rozdział", jak mówi, ale przenikanie się jednego z drugim. Prezydent wchodzi w rolę biskupa, a biskupi w rolę prezydenta. W czasie rządów lewicy, do których prezydent Komorowski nawiązuje, zarzucając nam układność w stosunkach z Kościołem, biskupi zdawali sobie sprawę, że takie pomieszanie ról nie wchodzi w grę, zachowywali się więc wobec władzy państwowej z szacunkiem, a władza odpłacała tym samym. Poza tym Jan Paweł II był zwolennikiem obecności Polski w UE, więc i oni, chcąc nie chcąc, musieli współpracować z państwem na tej niwie.

Dziś jednak jest inaczej, dziś świadomi swej siły nieustannie próbują narzucić państwu własne plany religijne. Prezydent zachowuje się w tych sytuacjach niejednoznacznie, nie wiadomo więc, czy jest strażnikiem konstytucji, czy może jednak "żyrandola"? A przecież nie powinien zostawiać w tej sprawie żadnych wątpliwości.