Leszek Balcerowicz: Pasałem krowy i czyściłem lisie klatki

2015-09-10 17:59

Wiadomym jest, że każdy w życiu musi od czegoś zacząć. Nieczęsto rodzimy się milionerami. Przypomniał o tym Leszek Balcerowicz, który udzielił obszernego wywiadu dla magazynu ,,Viva". Oprócz odpowiedzi dotyczących jego obecnych zajęć i poglądów, w wywiadzie znaleźć możemy obszerne fragmenty dotyczące młodości Balcerowicza. Jak sam przyznaje, pasał on krowy, czyścił lisie klatki a - dzięki swojemu dzieciństwu lepiej znam rolnictwo niż niektórzy członkowie PSL.

Prof. Leszek Balcerowicz

i

Autor: Archiwum serwisu

Balcerowicz przyznał, że urodził się w czasach glębokiego PRL-u. Jego ojciec pochodził ze wsi i dysponował niewielkim gospodarstwem na przedmieściach Torunia. Jednocześnie był dyrektorem tuczarni świń. Razem ze swoją żoną ciężko pracował w swoim gospodarstwie i wymagał od swoich dzieci pomocy. Balcerowicz mówi, że - do moich obowiązków nalezało przeganianie krów z pastwiska. Jechałem za nimi na rowerze. Nie powiem, żebym był z tego bardzo zadowolony. Krowy nie zawsze zachowywały się kulturalnie, wręcz przeciwnie, a moje koleżanki z klasy na to patrzyły.

Ekonomista wśród swoich ówczesnych zajęć wymienia również codzienne poranne (przed szkołą) zawożenie mleka w kankach do mleczarni, skąd przywoził serwatkę dla świń. Jego ojciec hodował też nutrie i lisy. Do obowiązków młodego Balcerowicza należało czyszczenie ich klatek, dzięki czemu, jak sam przyznaje, ma znakomity refleks. Jak mówi: Do moich obowiązków należało czyszczenie klatek. Co wymagałao refleksu. Trzeba było zwierzę chwycić za ogon. I wtedy oczyściś klatkę. Ekonomista nie ukrywa, że refleks ten przydatny był w szkole, gdzie zdarzało mu się toczyć boje z innymi chłopakami. Lubiłem się bić. Zorganizowałem grupę, było nas czterech. W piątej, szóstej klasie ścieraliśmy się z drugorocznymi- dodaje.

Bardzo ciekawym wątkiem w wywiadzie jest również wspomnienie z 1989 roku. Profesor planował z żoną wyemigrować na jakiś czas do Anglii, jednak ukradziono mu koło zapasowe z jego małego Fiata. Poprosił przyjaciela o pożyczenie, jednak gdy ten dowiedział się o planach profesora zadzwonił szybko do współpracownika premiera Mazowieckiego. Balcerowicz dostał wtedy ofertę na zostanie ministrem finansów i ostatecznie pozostał w Polsce. Jak przyznaje: Okazało się, że nie było problemem znalezienie kandydata na przykład na ministra kultury czy spraw zagranicznych. Ale nie było natłoku chętnych na stanowisko związane z naprawą gospodarki i jej reformami. Tak więc, gdyby nie złodziej koła zapasowego, nie mielibyśmy w Polsce do czynienia z ,,planem Balcerowicza".

Zobacz także: Balcerowicz: Obietnice PIS-u są jak gruźlica. Będzie katastrofa

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki