Ministra zdrowia Izabela Leszczyna zabrała głos w sprawie wyniku wyborów prezydenckich 2025. W programie „Jeden na jeden” w TVN24, pytana o ewentualny wpływ Donalda Tuska na porażkę Rafała Trzaskowskiego, odparła bez zawahania: „Nie wydaje mi się, żeby Donald Tusk miał jakiś udział w tej naszej przegranej. Absolutnie nie” – podkreśliła.
Dla Leszczyny wręcz przeciwnie. To właśnie szef rządu miał być jednym z motorów napędowych kampanii.
– Zaangażowanie premiera Tuska, marsz w Warszawie, to był ten moment, kiedy wszyscy poczuliśmy, że będzie dobrze, że wygramy – tłumaczyła na antenie.
„Taka jest demokracja, polityka”
Leszczyna przypomniała, że różnica między kandydatami była minimalna. – Zabrakło kilkuset tysięcy głosów. Taka jest demokracja, polityka – zaznaczyła, nie wskazując jednoznacznie winnych kampanijnej porażki. Ale jej wypowiedź to też jasny sygnał – w Koalicji Obywatelskiej nie wszyscy są skłonni do szukania odpowiedzialności wśród liderów.
To kontrast wobec nieoficjalnych głosów z PO, gdzie pojawiały się zarzuty wobec Tuska – m.in. o zbyt późne wejście do kampanii i brak strategii na II turę. Leszczyna tego nie potwierdziła. Wręcz przeciwnie, polityczka twardo broniła obecnego premiera.
Donald Tusk zostaje liderem? Leszczyna mówi jasno
Choć pytanie o przyszłość lidera PO powraca coraz częściej, Leszczyna zdaje się nie mieć wątpliwości. Jej słowa to nie tylko obrona, ale też sugestia, że Donald Tusk nadal powinien prowadzić partię do jesiennych wyborów parlamentarnych. Przynajmniej według części ugrupowania.
Czy Koalicja Obywatelska uniknie wewnętrznych rozliczeń? A może Leszczyna próbuje wyprzedzić narastającą krytykę? Pewne jest jedno: po tych słowach Donald Tusk może liczyć na lojalność przynajmniej części swoich politycznych sojuszników.
