Jerzy Borowczak

i

Autor: archiwum se.pl

Legenda Solidarności: Władza powinna łączyć, ale wykopuje rowy

2020-09-02 7:24

Czemu kolejna rocznica podpisania porozumień sierpniowych minęła pod znakiem kłótni? "Osobiście uważam, że to władza ma zawsze większe możliwości jednoczenia ludzi. Wymagałbym od rządu, by to ona starała się tak organizować uroczystości, by wszyscy mogli wziąć w nich udział i stanąć razem. Niestety, widzę, że obecnej władzy na tym kompletnie nie zależy. Zamiast zasypywać rowy, wolą działać tak, by podziały jeszcze bardziej pogłębiać" - mówi Jerzy Borowczak, jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej, działacz Solidarności, a obecnie poseł Platformy Obywatelskiej.

„Super Express”: – Dawni opozycjoniści z Solidarności nie świętują już razem żadnych rocznic związanych z jej historią. Kiedy jednak powstaje list wyrażający wsparcie dla Białorusinów, potrafią się pod nim wspólnie podpisać. Jest więcej rzeczy, które was łączą?

Jerzy Borowczak: – Bez wątpienia jeśli chodzi o to, co dzieje się na Białorusi, wszyscy wiemy, jak ważne jest to, co się za naszą wschodnią granicą dzieje. W sprawie wsparcia dla naszych wschodnich sąsiadów, którzy dziś walczą o to, o co my walczyliśmy 40 lat temu, nie ma między nami różnic. Tak jak w przypadku Ukrainy, tak w przypadku Białorusi wszyscy życzymy im jak najlepiej, dlatego tak różni ludzie się pod tym listem podpisali.

– Co do kwestii zasadniczych coś was jednak łączy?

– Oczywiście. Wiele może nas różnić na co dzień, ale jeśli chodzi o walkę o wolność i demokrację, różnic żadnych między nami nie ma. Wszyscy rozumiemy, jak ważne są to wartości i kiedy nasi białoruscy sąsiedzi o nie walczą, apel o wsparcie dla nich jest czymś, co łączy.

– A czemu nie da się wspólnie świętować? Może i się gdzieś po drodze pokłóciliście, ale 40 lat temu walczyliście ramię w ramię o to samo.

– Osobiście uważam, że to władza ma zawsze większe możliwości jednoczenia ludzi. Wymagałbym od rządu, by to ona starała się tak organizować uroczystości, by wszyscy mogli wziąć w nich udział i stanąć razem. Niestety, widzę, że obecnej władzy na tym kompletnie nie zależy. Zamiast zasypywać rowy, wolą działać tak, by podziały jeszcze bardziej pogłębiać. Nie może być tak, że mamy rocznicę porozumień sierpniowych i stoją obok siebie dwie trybuny. Na jednej przemawia Lech Wałęsa, a na drugiej prezydent Duda. Jako głowa państwa nigdy na coś takiego bym nie pozwolił, bo jest coś głęboko nie w porządku, że można stać obok siebie, a jednocześnie być tak daleko od siebie.

– Dziś rzeczywiście źle to wygląda. Ale były przecież też czasy, kiedy odbierano zasługi czy Annie Walentynowicz, czy Andrzejowi Gwieździe. Historię Solidarności pisano wręcz bez nich.

– Nigdy nikt nie zapomniał o Annie Walentynowicz czy Andrzeju Gwieździe i ich roli w sierpniu ‘80. Nawet Lech Wałęsa starał się potem wyciągnąć rękę do pani Anny. Proponował jej współpracę, kiedy został prezydentem, ale ona tę propozycję odrzuciła. Andrzej Gwiazda też dostał propozycję i nawet na początku wyraził zgodę, ale po rozmowie z żoną powiedział, że jednak żadnej funkcji nie weźmie. Nikt im zasług nie zabierał.

– Anna Walentynowicz jednak była rozgoryczona tym, co o niej mówił Wałęsa, jak dezawuował jej rolę.

– Było tak, że musieliśmy ją z Solidarności wyrzucić, bo nie szło się z nią porozumieć. Ciągle tylko atakowała i już więcej z nami nie współpracowała. Kiedy wyszliśmy z więzienia, zaczęliśmy działać, organizować się, tworzyć pomoc, myśleć o strajkach. Tych, których dziś władza PiS promuje na bohaterów Solidarności, z nami wtedy nie było. Nie ma sporów między tymi, którzy w Solidarności działali. Jest spór między działaczami a indywidualistami. A indywidualistów np. przy drukowaniu ulotek nie widziałem. Dziś władza robi z nich legendy. Ale gdzie te legendy były, gdy trzeba było działać?

Rozmawiał Tomasz Walczak